Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Co jest
11 lutego 2010
Nadal suwaczka nie moge zmienić. Cos mu się ta 8 z przodu chyba nie podoba no mnie też nie. Ale już jestem z zakupami, przedarłam się przez śnieżycę i przez setki wózków z pączkami w sklepie. Ło matko opłynął mnie strumień milionów kalorii na alejach w sklepie ale jeszcze nie pękłam he,he,he.I pączusia nie wciągnęłam. Tylko nie wiem czy mężulo czegoś do domu nie przytarga. Trudno będzie musiał sam wciągnąć to co przyniósł. Dietkowanie takie dziś na pół gwizdka nie wg Vitalii ale moja kompozycja od jutra z Vitalią. No i jeszcze mi prąd wyłączyli na ponad 2 godzinki. Dobra rzucam w eter to co napisłam bo jak mi znowu prąd wyłączą to się piiiiiiiii.
Peysti
11 lutego 2010, 15:21Gratuluje wytrwałości, oby tak do końca dnia zostało, ja natomiast dostałam przydzałowego pączka w pracy i zatargam go do domu da swojego męża :) kurcze czuje się trochę jak przybysz z obcej planety, wszyscy na mnie dziwnie patrzą, że nie opycham się pączkiem. Obyś się nie złamała, czego Tobie i sobie zyczę :) pozdro.