Muszę zacząć prowadzić pamiętnik, żeby dieta - albo zmiana nawyków żywieniowych, bo chcę zmiany wprowadzić na stałe :D - zakończyła się sukcesem.
Ważę 64 kg chyba od dobrych 7 lat. I tak nie narzekam, bo ważę prawidłowo do swojego wzrostu, poza tym od 2010 kg schudłam ponad 15 kg. 10 lat temu ważyłam ponad 75 kg. Ale wzięłam się za siebie, plus okazało się, że mam sporo alergii żywieniowych - gluten, kazeina, soja. Gdy i to usunęłam z diety, 7 kg zniknęło jak ręką odjął. Ale jakoś od tamtej pory waga nie rusza.
Ale wiem, że to nie jest zwykły przykład braku dyscypliny. Od 13 roku zycia zmagam się z zaburzeniami odżywiania (zdiagnozowane), gdzie jednym z moich symptomów jest zajadanie stresu. A od 2-3 lat stresu mam tyle, że jakbym podzieliła na 100 osob to jeszcze bym miała za dużo.
Podczas pandemii ćwiczyłam praktycznie że codziennie. Byłam z siebie dumna, miałam świetną kondycję, udało mi się nawet schudnąć 3 kg. Odchudzanie nie było moim celem nr 1, dlatego nie byłam smutna że schudłam za mało w ciągu tylu miesięcy. Chodziło o to, by się nie zasiedzieć.
Jednak w tym roku zdrowie psychicznie związane z pandemią, strachem przed nieznaną i nieprzewidywalną przyszłością, a potem powrotem do mojej starej pracy, do której NIE CHCIAŁAM wracać (dobra wiadomość, złożyłam wypowiedzenie i zmieniam pracę od 15 listopada) sprawiła, że nie ćwiczyłam prawie w ogóle. Pracuję w teatrze objazdowym o grafiku tak napiętym i zmiennym, że niemożliwe jest jedzenie posiłków o stałych porach. A przygotowywanie to już inny temat.
I w tym całym chaosie stres zajadam jak zahipnotyzowana, głównie cukrem. Klasyka, byle żeby poczuć trochę szczęścia i chwilowo naćpać się serotoniną.
No i poszło w brzuch.
Jestem od tygodnia na Diecie Dopasowanej. Starałam się bardzo, przygotowywałam posiłki, jadłam prawie że zgodnie z godzinami. Po czym wróciłam na weekend do domu i jak w transie pochłonęłam bezglutenowa ciastka z kremem. Ehh. Tak tak, wiem, cicho tam.
Stwierdziłam, że może jak będę pisała pamiętnik i dokumentowała swoją przygodę, to będę bardziej uważała. Tak, wiadomo, że to internet i mogę kit wciskać, że ohoho jak to ja się dziś zdrowo odżywiałam. Ale zobaczę. Chcę być zdrowa na ciele, jak i na duchu. Jest naprawdę ciężko, a wiem, że jedyną osobą, która może mi pomóc, jestem ja sama, a jak sama sobie będę sabotowała pomoc, to nigdy nie ruszę naprzód.
OK, koniec na razie. Jutro muszę wstać o 4.30, bo jedziemy do Wrocławia.