Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zaczynam - dzień pierwszy


Dziś rano przed śniadaniem ważyłam dokładnie 72,4kg. Brzmi to strasznie i sama nie mogę uwierzyć, w tą siódemkę na początku gdy patrzę na wagę... Ale cóż, zemściły się te kulki z Biedronki, bezkarnie pochłaniane cheesy z Maca, lody z Lidla w czekoladzie z orzeszkami, ulubione... Ale dość tego! Wczoraj załatwiłam sobie orbitrek i nie mam wyjścia - zajmuje mi pół pokoju i wciąż o sobie przypomina.

Od dzisiaj zmieniam całkowicie większość przyzwyczajeń i postanawiam te oto zasady wprowadzić w życie:

- ZERO słodyczy. Bez wyjątków. Nawet malutkich wyjątków. Po prostu omijam wszelkie marketowe "Złe działy", odwracam wzrok od kuszących czekolad, batoników, lodów, żelkó i cukierków.

- Zero fast foodów, w szczególności ukochanego Maca... Ech no ja wiem, że tam niezdrowo, ale dlaczego te niezdrowe produkty nie mogłyby być jak lekarstwa niedobre, tylko kuszą tym sereczkiem, cebulką, rozpływającą się w ustach bułeczką...

- CODZIENNE ćwiczenia minimum półgodzinne na Orbitreku lub bieżni pod ciśnieniem lub też w ostateczności na twisterze.

- żadnych "dni odpuszczania sobie" pełnych rozpustnego obżerania się przed TV, nawet niedziela, nawet gdy zły dzień był, nawet gdy pada albo kropi albo chociaż siąpi.

- Duuuużo wody. Muszę dbać o to, żeby mieć jej zapas spory i podpiszę sobie chyba każdą butelkę dniem tygodnia, żeby wypijać choć jedną dziennie plus herbaty itp. Nigdy nie piłam za dużo, więc myślę, ze i to 1,5 jak dla mojego organizmu to będzie szok maksymalny i zdążę pewnie umyć ręce po siusiu co by znów stwierdzić, że muszę...

- co by tu jeszcze... powinnam napisać, jaką to sobie super wspaniałą dietę wprowadzam i jak to się będę jej twardo trzymać ale cóż, znam siebie na tyle, że wiem, że nie będę w stanie konkretnych, w pełni zdrowych, zbilansowanych posiłków sobie przygotowywać, bo jestem zależna od zakupów robionych przez mojego kochanego TŻ a poza tym ograniczana czasowo i pod każdym innym względem Moim Skarbeczkiem Malutkim a co więcej powrót do pracy za parę tygodni spowoduje, że nie wiem, czy znajdę czas, żeby się choć raz na miesiąc uczesać:) więc nie chcę łamać składanych sobie obietnic i powiem może tylko tyle, że będę starała się nie jeść dużo smażonych potraw, zastąpię je gotowanymi czy robionymi na parze, nie będę unikać warzyw i postaram się zmusić do większej ilości owoców, nie tylko ukochanych mych bananów. Ostatni rok tak naprawdę ciągle ograniczałam się żywieniowo i starałam się zdrowo odżywiać bo najpierw byłam w ciąży a potem karmiłam więc myślę, że te parę miesięcy dłużej dam radę i wystarczy, że wykluczę słodycze i połączę je z ćwiczeniami i powinnam zauważyć jakieś efekty. Gdyby nie, zrezygnuję z białego pieczywa i ziemniaków, ale póki co nie będę ich ograniczać.

Myślę, że to są te żelazne zasady, których będę się trzymała aż do uzyskania wymarzonej wagi 60kg. W tej chwili mam do zrzucenia 12,4kg. Trochę się uzbierało. Do wagi sprzed ciąży brakuje 8,4kg.

Dzisiaj spełniłam wszystkie warunki - zero słodyczy, zero fast foodów, dużo wody - cała butelka, pół godziny rano na bieżni pod ciśnieniem i 20 min  (2 x 10 min) na orbitreku.

Jadłam dzisiaj:
- 2,5 bułki białej z serem i dżemem oraz szklanka kakao na śniadanie - g. 10
- zupa pomidorowa z brązowym ryżem g. 12.30
- kaszka manna gotowa z pieczonym jabłkiem - g. 15.00

Nie jest to może idealna dieta, postaram się później lepiej przyłożyć i zjeść może coś bardziej wartościowego. No i kolacja by się przydała jakaś jednak. Popracuję nad tym.

Zobaczymy jak często uda mi się zapisywać postępy. Postępy, tak, no bo innej drogi nie widzę :)
MCDDS






© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.