Zaniedbuję ten dziennik, siebie poniekąd również...ale czytam wpisy innych (zazwyczaj) dziewczyn, podziwiam, zazdroszcze i wmawiam sobie usilnie, że mi też się uda :)
W mijającym tygodniu byłam dwa razy na zumbie i dwa razy kręciłam ze swoim orbim... Środek tygodnia miałam fatalny bo albo się przytrułam albo jakieś cholerstwo złapałam, bo nawet przy chodzeniu myślałam, że wszystko mi z żołądka wypadnie, koszmar!!! Niestety ten koszmar nie pozostawił spustoszenia w postaci ubytku kilogramów, na co po cichutku, w momentach tulenia muszli klozetowej liczyłam... No cóż, ważne że przeszło i w sobote zaliczyłam drugą- po poniedziałku, zumbę!
A tak pomijając perypetie codzienności... Przeglądałam jakieś tam zdjęcia i wpadło mi w rece takie z zabawy ostatkowo- walentynkowej. I przypomniałam sobie jak wtedy, będąc na takim ala balu powiedziałam sobie, że za rok będę szczuplutka i nie będę sie wstydziła... Do lutego jest jeszcze trochę czasu ale wówczas nie myślałam o tym, ze zabiorę sie za to na jesień czy zimę tylko plan był na już! I coś poszło nie tak, właściwie to ktoś a nie coś. Ja poszłam. Tylko szkoda, że nie w tą dobrą stronę ;) no i teraz muszę to prostować, chociaż nie- wcale nie muszę. Ja tego chcę. Amen.
onedayearlier
9 września 2018, 21:55No to teraz ambitnie w tył zwrot! I podążamy w dobrą stronę :) Pierwsze kroki poczynione, ćwiczone było, a niestety różne paskudztwa same się czepiają, nikt ich specjalnie nie łapie, więc nie Twoja wina, uśmiech na twarz i powodzenia! :)