no właśnie... W planie była meeega leniwa niedziela i ładowanie baterii ale tu podloge przemylam, tu przygotowalam posilłki do pudelek na jutro, upieklam warzywa, które bez obróbki by już nie nadaly sie do pożarcia, 3 (!!!!) godziny sie drzemnęłam i już po niedzieli... Czas jest bezlitosny! Zwlaszcza po pracowitym tygodniu gdy nie mam czasu na codzienność ( czytaj: zakupy, gotowanie, pranie itp.) i nadrabiam wszystko w weekend....a jeszcze gdy muszę uzupełnić braki w śnie to już całkiem.
Na zumbe dotarlam tylko we środę, w tygodniu tez raz dorwałam sie do orbitreka ale na moment... Mało. Ale przy mojej nieobecności w domu i lataniu to i tak nie ma tragedii... Chociaż nie, nie będę się oszukiwać- jest tragedia jak to zestawie z żarciem... O ile w tygodniu jeszcze bym mogła byc z siebie dumba, o tyle w weekend dramat. Ech....
Na wadze nic sie nie rusza a jak sie rusza to chyba z popsucia bo rozbica na przykład 4 kg co pare godzin nie jest wiarygodna, wiec sama nie wiem... Centymetr prawde mi powie ;-)