Ile tu już padło wielkich słów. I dupa ( i to nadal tłuściutka i obleczona cellulitem :P).
No wytłumaczeń i wymówek mam całkiem pokaźną pulę, ale dobra, darujmy to sobie, toż to sama krystaliczna nuda i nie ma co się chwalić swoją nieudolnością.
Jest tak, że w czasie zimy przybyło co nie co, w dodatku rower przecież stał w kącie i chyba moje marne resztki mięśni zanikły...
Tadadadam... mamy 67,1 kg.
Miałam się odchudzać od I dnia astronomicznej wiosny... ale zacznijmy od jutra, od kalendarzowego :P :D Cel: definitywne -5kg. I zdać z wfu na studiach (trafiła sie nam wfistka ewenement, popaprana, mam utworzyć swój własny skomplikowany i profesjonalny aerobik z elemantami tańca latino...). Nie wiem czy już to tu pisałam, ale naprawdę nie umiem tańczyć :P :>
fatangell
20 marca 2013, 20:03Oj to prawda żywot człowieka na diecie jest na prawdę trudny ;p trzymak kciuki aby ci się udało i żebyś miała motywacje ;) trzymaj się ! ;*