27 luty... oznacza dla mnie baaaardzo dużo. Dobrze, ze wypada w poniedziałek. Niegdyś (kurde, 5 lat temu!!) ta data była początkiem mojego wielkiego (trochę anorektycznego) sukcesu dietetycznego. To co, tym razem powracam do świetności.
BTW. Ostatnio zajebałam, Dieta leży w gruzach. Te 74 kg to dawno nieprawda. Będzie jakoś 78kg. Staram się nie wchodzić na kompa, nie być taką aspołeczniarą i uczyć sie maty i angola. Może pójdę na dietetykę? Nawet lubię swoją pracę....
Seee you, oby dopiero w maju!
thisone
26 lutego 2012, 23:32też rozważam pójście na dietetykę, może się kiedyś w pracy spotkamy xd