Wylądowałam wczoraj wieczorem u lekarza, ale o dziwo, uspokoił mnie, że nic nie ma w moim gardziołku. Za to dzisiaj była masakra. Rozpłakałam się z bólu jaki wystąpił przy kichnięciu. A należę raczej do tych odpornych na ból:( Na dodatek uraczono mnie kolejną porcją ogórów, a one za nic w świecie nie chciały słyszeć o tym, że mi się nie chce. Narobiłam trochę kiszonych na zupkę-podstawa:), parę słoiczków eksperymentalnych z pieprzem i kilka z miodem. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale są i już. Podgotowałam też fasolkę szparagową...i do zamrażarki. Kurczę, ale ze mnie gospocha jak się patrzy:)
Jutro do pracy i zobaczę co dalej. Jak będzie mnie tak dalej bolało to ruszam do laryngologa i na zwolnienie. Nikt mi pomnika nie postawi za pracę w takim stanie. Dodam, że do późnego popołudnia nie wydobyłam z siebie głosu:)
Miłego wieczorku:)))
monalisa191
29 lipca 2012, 23:16Kiedyś i mi odebrało głos... chodziły pogłoski, że za niewyparzony jęzor;P Gospocha, ze hej! Wszyscy weki robią, tylko ja jakaś niegospodarna a później muszę kupować! Dzięki za trzymanie kciukasów i zdrówka dużo życzę!