Tzn młoda choruje, a ja przez to uwięziona w domu razem z nią. Dzisiaj byliśmy u lekarza i to chyba jednak nie zęby lub coś do tych zębów się przyplątało. Mówił, że dzisiaj od rana wszystkie dzieci u niego z tą samą infekcją i nasza wyjątkowo łagodnie ją przechodzi. No cóż, tym oto sposobem młoda załatwiła sobie całkowicie wolne w żłobie na ten tydzień :p A ja nadrabiam swoją robotę po nocach :D
Jedzeniowo było tak sobie. Przekroczyłam trochę kcal i dobiłam do niecałych 1700, więc i tak nie jest źle. Wszystko przez to, że w ciągu dnia jakoś nie ogarnęłam jedzenia i po śniadaniu była dopiero obiadokolacja koło 17:00. Po niej piekłam jeszcze maślane bułeczki orkiszowe z miodem i tak pachniały, że nie mogłam nie spróbować. Dopiero po zjedzeniu (wiem, geniusz!) wbiłam wszystkie składniki do fitatu i okazało, że jest prawie 1700kcal :p No cóż... Mimo wszystko jestem dumna, że zjadłam tylko jedną :D :D Czuję się po części rozgrzeszona, bo dzięki temu pozbyłam się wątpliwości, czy iść na siłownię. Ze względu na @ zaliczyłam tylko cardio, bo już raz dźwiganie ciężarów w tym stanie niezbyt dobrze się dla mnie skończyło. 500kcal spalone :)
Dzisiejsze menu:
Śniadanie: jajecznica z 3 jaj na maśle klarowanym, kromka chleba słonecznikowego, pomidor
Przekąska: 2 kromki Slim Bread
Obiadokolacja: karkówka z kaszą jaglaną i buraczkami, bułeczka maślana orkiszowa
Plus standardowo 2 kawy z mlekiem.
Bułeczki ;)
A tutaj zdjęcia na dowód zaliczonego treningu :p
Tyle na dzisiaj, dobrej nocy :);)