Najgorsza dla mnie wymowka, czy odpowiedzia na wszystko jest: "Nie mam czasu" - o matulu, jak mnie te slowa denerwuja! No, bo jak mozna nie miec czasu? No, jak? Zdaje sobie sprawe, ze teraz wielu z Was juz zaczyna wlasnie tlumaczyc jak mozna go nie miec, albo myslec, ze ja to pewnie mam zbyt duzo czasu i nie wiem o czym pisze. Jednak, zanim na wstepie zacznienie osadzac, pozwolcie mi napisac swoje spostrzezenia i doswiadczenia, poniewaz sama kiedys czesto uzywalam tego zwrotu i denerowalam sama siebie.
Czas powinno sie miec zawsze, zwlaszcza dla siebie. Dlaczego czesto jego nie mamy? Moim zdaniem, najczesciej z lenistwa, braku organizacji i tego, ze jest to najlatwiejsza wymowka. Jak powiesz na glos, ze nie masz/ nie mialas na cos czasu, czujesz wewnetrzna ulge, bo znalazlas wytlumaczenie, dlaczego cos nie zostalo zrobione. Spotkanie z kolezanka w deszczowy dzien - nie mam czasu. Nie zdarzylam posprzatac - nie mialam czasu. Mialam pojsc zaplacic rachunek na poczcie - nie mialam czasu. I tak dalej i tak dalej. Lista jest dluga.
Sama kiedys czesto to powtarzalam, ale tak mnie to denerowalo, ze postanowilam cos z tym zrobic. Paczatki byly trudne - no, bo przeciez to tak latwo powiedziec "nie mam czasu". Tylko, jak naprawde zastanowilam sie, dlaczego tego czasu nie mialam, to uswiadamialam sobie, ze ja ten czas mialam, tylko bylam zbyt leniwa. A zycie jest za krotkie na to, aby ciagle "nie miec czasu" na wszystko. Zatem, nauczylam sie wstawac 15 minut wczesniej, aby zdarzyc zjesc sniadanie i poscielic lozko, czy tez ustalalam sobie mniej wiecej ta sama godzine na cwiczenia. Nie ukrywam, ze wiaze sie to z planowaniem swojego dnia, aby wyrobic sobie pewna systematycznosc. Pamietam, jak moje kolezanki z pracy, pytaly sie mnie kiedy ja to wszystko robie, to im mowilam, ze po pracy robie to, potem ma czas na to, a wieczorem robie, najwyzej poloze sie pol godziny pozniej spac. Ich odpowiedz byla, ze one na to czasu nie maja - jak sie zapytalam dlaczego go nie maja, nie umialy odpowiedziec. Po prostu nie maja czasu. Tyle.
Tutaj mozna zadac mi pytanie, czy ja mam meza, dzieci, rodzine - jak nie to sie nie znam. Tak, nie mam dzieci, meza tez jeszcze nie, ale mieszkam z narzeczonym, wiec prawie jak maz ;) Ale za przyklad podam moje dwie kolezanki - obie maja mezow, dwoje dzieci i domy. Jedna z nich, nazwijmy ja Ania, cialge powtarza, ze nie ma na nic czasu. Podczas jednych odwiedzin u Ani, prawie zemdlalam jak ja zobaczylam i jej dom. Wszystko bylo do gory nogami, a ona sama strasznie zaniedbana. Przykro zrobilo mi sie na ten widok, zwlaszcza, ze pamietalam Anie sprzed ciazy - zawsze zadbana, ladnie ubrana o pieknych dloniach. Wtedy, nie przypominala dawnej Ani. Jak sie jej zapytalam, co sie podziala z nia, odpowiedziala, ze nie ma czasu, a potem dodala, ze w sumie to jej sie nie chce i juz. Do pracy nie chce wracac, bo jak powiedziala, wtedy trzeba wygladac. Odnosnie porzadku w domu, tez uslyszalam, ze nie ma czasu, bo przy maluchach nie daje rady - zaproponowalam jej pomoc, odmowila. Przyznala sie takze, ze jak jej maz wraca z pracy, to jest zmeczony i odpoczywa, zatem jak go ona moze go prosic o pomoc.
Natomiast, moja druga kolezanka, nazwijmy ja Basia, wyglada tak samo jak sprzed ciazy. Po drugiej ciazy, zreszta tak samo jak po pierwszej, codziennie znajdywala czas na cwiczenie w domu, raz na jakis czas pojechala do kolezanki na paznokcie, w domu bylo czysto, dzieci zadbane, a jej maz mimo zmeczenia pomagal jej w codziennych obowiazkach.
Do czego zmierzam - nie chodzi mi o udowodnienie, ktora jest lepsza gospodynia, tylko tego, ze przy odrobinie organizacji i checi, mozna miec czas na wszystko. Jakby Ania poprosila meza lub przyjela moja pomoc, mialaby czas, aby wykonac inne rzeczy. Jak zamieszkalam ze swoim wtedy jeszcze chlopakiem, to na poczatku, tez wiele rzeczy robilam sama, a on nie. Nawet jak pytal sie czy mi pomoc, zgrywalam bohatera mowiac ze nie, dam sobie rade same. Po czym bylam zmeczona i nie chcialo mi sie robic juz nic innego. Wtedy, nie mialam czasu na inne rzeczy. Po jakims czasie stwierdzilam, ze tak byc nie moze - zwlaszcza, jak pomyslalam sobie, ze jakby byly jeszcze dzieci, to bym osiwiala z tym wszystkim. Zatem, poprosilam mojego o pomoc i bezproblemo oboje dzielimy sie obowiazkami.
Podsumowujac, przestanmy mowic, ze nie mamy czasu - dla leniuchow, to czas aby sie zmotywowac do dzialania, a dla Pan/ Panow z nadmiarem obowiazkow, to czas aby poprosic najblizszych o pomoc - bo "jak sobie poscielisz, to tak sie wyspisz" :)
Makutraa
14 września 2015, 21:28Cała prawda :)
Nadiaa..
14 września 2015, 20:19Oj masz racje. Sama wciąż 'nie mam czasu' mimo, że pracuje do godz 18, mieszkam sama i cały wieczór mam dla siebie :) złoszcze się na siebie, szczególnie kiedy z lenistwa nie poćwicze, a na drugi dzień stwierdze, że w sumie nie ćwiczyłam bo nie miałam czasu bo robiłam to, czy to :)