Witajcie, jeszcze w sobotę wchodzę na wagę zadowolona 68,4kg, co prawda pobiegałam 7km, ale w niedziele zrobiłam straszny grzech. Imieniny mamusi, a więc były lody potem 2 kawałki ciasta i jedna czekoladka z bombonierki... nie pamiętam już kiedy jadłam tyle słodkiego :/ mea culpa mea culpa mea culpa..... dziś waga lekko w górę i jak na złość zarówno wczoraj, gdy wróciłam jak i dziś deszcz, deszcz, deszcz.... pobiegać nie pójdę. Ehh może jakiś trening dziś wieczorem w domu, jak wrócę z angielskiego... oj chyba tak będę musiała zrobić. Od dziś znów spinam poślady bo inaczej nici będą z mojego odchudzania... a tak dobrze mi idzie. Lecę sprzątać. A jak u Was z wytrwałością???? pozdrawiam
P.S. znalazłam nową pracę taką jaką chciałam :))) z prywatną opieką medyczną, kartą multisport, dodatkowo codziennie firma wita owocem w pracy oł jeeee i umowa o pracę! teraz drugi cel! jeszcze 6kg! dam radę :))