no z tą jedną maluteńką przerwą w niedziele gdzie skubnęłam mężusiowego obiadku...
dziś pochowaliśmy kuzynki męża... była stypa, spotkanie z rodziną... i był rosołek i kawałek dewolaja i surówka i buraczki.... no i kawał placka bananowego z polewą czekoladową...
...zrobiłam to z premedytacją... głupio mi było siedzieć przy stole i niczego nie tknąć...uważałam ze byłoby to ogromnym nietaktem... fakt kawał słodkości mogłam sobie podarować, ale za to wskoczyłam na pół godziny na orbitreka...
dziś rano waga pokazała 57,7 kg 100g mniej niż wczoraj.... a jutro cóż.... oby nie bylo więcej ;)
jutro dopiero na 16tą idę na badanie krwi i siłą rzeczy muszę być na czczo... będzie ciężko, ale dam rade ;) do soboty coraz bliżej... może pokaże mi się 56 z przodu....