Szczerze? To jestem przerażona. Wczoraj u endokrynologa dostałam opier** bo inaczej tego nie nazwę. Tyję od roku czasu z górką. Notorycznie, nie wiem czemu. Z dnia na dzień z 48 kilo doszłam do 81,5. Nigdy nie miałam tendencji do tycia. Zawsze w lekkiej niedowadze, aż tu szok. Jesz niby tak samo, ruszasz się niby tak samo, a tu proszę, coś nie gra. Mam niedoczynność od 7 lat? Coś takiego. Wczoraj kolejna wizyta u endo, ostatnio byłam w lipcu i już wtedy miałam wagę 65 kilo. Mówię, ze znów tyję, nadal regularnie, że obecnie mam wagę 81 z kawałkiem. Pyta ile jem. Mówię, że jestem na deficycie. Deficycie, to znaczy ile kalorii? 1900 około, ruszam się sporo, nie jestem jakaś niska, wyliczyłam ile powinien być deficyt i i tak jestem o 100kcal niżej.
"Pani się nie dziwi, ze pani tyje! Pani powinna 1500 kalorii to maksymalnie jeść!"
Padłam...
Dałam wyniki krzywej insulinowej i cukrowej. Insulinooporność i hiperinsulinemia. Przepisała metę i rozpisała jak mam brać. Zobaczymy jak będzie. Mam też problemy z żołądkiem i jelitami. Ciężko mi pogodzić dietę przy IO i problemach brzuchowych. Szczególnie, że nie mam dokładnej diagnozy tego drugiego. 22 lutego gastroskopia i dokładnie na piśmie będę mieć napisane co mi jest.
Z nerwów nie bardzo chce mi się jeść cokolwiek. Dziś 1500, wczoraj 1300 i to ledwo bo chodzę pełna. Chyba żołądek ściśnięty na myśl o poprawce na studiach, szukaniu praktyki na cito i pracy dyplomowej do napisania... mam wrażenie, ze znów jestem w czarnej d***
Dziś na wadze 80,6 ale podejrzewam, ze to dlatego, ze mam obniżoną kaloryczność dość mocno przez te kilka dni
pas10
7 lutego 2019, 18:56Ja 20 kg przytylam przy niedoczynnosci. 15 lat temu.. i tak sie bujam troche z tymi kg