Witam w tym nowym roku. w końcu trzeba się odezwać. Powiem krótko: chciałam dobrze a wyszło jak zwykle. Jak zwykle nic.
W grudniu doszłam do wagi 89 kg. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie ważyłam. Jadłam na umór, ale nie wynikało to z tendencji do obżarstwa tylko tzw kłopotów emocjonalnych. Przez ostanie miesiące,kłótnie w moim domu biją rekordy. Psychicznie nie daje rady, po prostu nie daje.
3 stycznia stanęłam na wagę i powietrza mi zabrakło - 89kg!!!
Mamy 14 stycznia i ważę86,4 kg - muszę dojść do 83. A potem do 80. Nie mam wyjścia.Jeżeli doszłam do 89 kilo to mogę dojść do 100. Warząc 89 kilo kręgosłup mi prawie że wysiadł, szczególnie odcinek lędźwiowy, nie mówiąc o nogach , bo jeszcze trochę i powitałabym żylaki, bo już żyły mi widać. Pierwszy raz od 3 lat zrozumiałam, że to naprawdę rujnuje.
W czerwcu "szopka" zwana weselem. Nie mogę ważyć 86 kilo.
Jestem ogólnie podłamana, ale nie może tak być.
W grudniu doszłam do wagi 89 kg. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie ważyłam. Jadłam na umór, ale nie wynikało to z tendencji do obżarstwa tylko tzw kłopotów emocjonalnych. Przez ostanie miesiące,kłótnie w moim domu biją rekordy. Psychicznie nie daje rady, po prostu nie daje.
3 stycznia stanęłam na wagę i powietrza mi zabrakło - 89kg!!!
Mamy 14 stycznia i ważę86,4 kg - muszę dojść do 83. A potem do 80. Nie mam wyjścia.Jeżeli doszłam do 89 kilo to mogę dojść do 100. Warząc 89 kilo kręgosłup mi prawie że wysiadł, szczególnie odcinek lędźwiowy, nie mówiąc o nogach , bo jeszcze trochę i powitałabym żylaki, bo już żyły mi widać. Pierwszy raz od 3 lat zrozumiałam, że to naprawdę rujnuje.
W czerwcu "szopka" zwana weselem. Nie mogę ważyć 86 kilo.
Jestem ogólnie podłamana, ale nie może tak być.