Pięćdziesiąty drugi dzień diety.
Na wadze 60,7kg. Nie skaczę z radości bo bywało lepiej. No ale i tak nie ma tragedii.
Przyjechała moja mama, wzięła Perełkę na spacer i mam chwilę w 100% dla siebie. Chwilę, bo zaraz muszę obrać ziemniaki na obiad, dokopać się przez nieumyte naczynia do zlewu, ogarnąć mieszkanie... Ale teraz jest moja chwila więc siedzę z balkonem otwartym na oścież [pogoda przepiękna] wdycham świeże powietrze, piszę notatkę z pięćdziesiątego pierwszego dnia diety i zastanawiam się co wykombinować na obiad dla siebie. Zjem brązowy makaron, z czymkolwiek z torebki. Nie chce mi się myśleć, a w lodówce tylko światło.
Całodzienny bilans posiłków i napojów:
~ Łyżka spaghetti bolognese
~ Coca cola light
~ Brązowy makaron z sosem z torebki
~ Kaszka manna z truskawkami
Doprosiłam się wreszcie o zdjęcie z sesji [jedno], po tygodniu czasu. Ma być wieczorem. Paranoja i brak profesjonalizmu, zwykle tak nie było. Czuję się niepoważnie.
Dziś piątek - w TV jak zwykle nic ciekawego, myślę więc nad dobrym filmem. Chciałam obejrzeć 'W imieniu diabła', ale nigdzie nie mogę znaleźć. 'Domu snów' też nie ma, a z ekina nie da się oglądać. Postanowiłam obejrzeć 'Zamianę ciał', ale wyłącznie dlatego, że pozytywne opinie kuszą. Ale nie dziś, jednak nie dziś...
Chwila relaksu minęła, wracam do szarej rzeczywistości.
Ściskam Was mocno.