Ehhh nie mam już nic na swoją obronę, każdy przyjazd do domu mnie dołuje, pewnie dlatego, że mam więcej czasu, masa rzeczy mnie kusi itp itd... Dzisiaj już było apogeum, pozwoliłam sobie na pół Grześka i chrupki, ale wybuch nastąpił w domu ni z tego ni z owego wpadłam w jakiś szał, byłam taka zła i bezradna, łzy napłynęły mi do oczu i wiedziałam, że jeśli zaraz czegoś z tym nie zrobię to będzie jeszcze gorzej...
Wzięłam ręcznik, wodę, telefon i słuchawki i urządziłam sobie morderczy trening na rowerku, śpiewałam, krzyczałam, pot kapał po podłodze i po 55 minutach mogłam zejść , nie czując nóg, bez żalu i pełna zadowolenia z siebie, że sobie ulżyłam mogłam zacząć normalnie funkcjonować i tak to już jest od treningu do treningu.....
perfectbeauty
3 listopada 2012, 00:45Jestem pełna podziwu! Pewnie po tych morderczych 55min wybuch endorfin niesamowity :)
Gabrychachacha
3 listopada 2012, 00:32Podziwiam za wytrwałość, mi się nie udało:/
obwarzanka
3 listopada 2012, 00:22To tak jak ja dziś. Tylko, że ja męczę bieg;D Ulżyło mi od razu.