Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13961
Komentarzy: 229
Założony: 7 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 17 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mechaniczna-pomarancza

kobieta, 34 lat, szczecin

168 cm, 58.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Pochwalę się tylko moim dzisiejszym obiadem i powiem Wam, że to świetny pomysł na upały :) 

Makaron pełnoziarnisty (wystudzony) z sałatą, ogórkiem, pomidorem, oliwkami, kukurydzą, ciecierzycą i podsmażonymi pieczarkami. Do tego sos z czosnkiem, papryką słodką, kolendrą, chilli i odrobiną soku z limonki. 

W Hiszpanii było cudownie. Pięknie, gorąco, ludzie mili i otwarci (choć z angielskim nieco na bakier). Byliśmy w bardzo dobrym hotelu dzięki czemu naprawdę można było poczuć się wyjątkowo, pięknie i "bogato". 
Główna wada wyjazdu? Mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu ale muszę przyznać, że mężczyzna mój zrywał się ze wszystkich nieobowiązkowych sesji, z obiadów by tylko spędzić ze mną czas ;) I wkręcił mnie na wszystkie części socjalne bo stwierdził, że beze mnie nie ma nawet ochoty w tym uczestniczyć.
No i dbał o mnie, rozpieszczał i szykował cudowne kąpiele. Anioł z niego :) 
Zdjęć nie będzie bo chcę pozostać minimalnie choć anonimowa ;) 

Powiem Wam tylko jeszcze, że dzięki temu wyjazdowi znowu straciłam kilka centymetrów w obwodach :D Choć nawet o tym nie myślałam. 
A teraz uciekam do nauki, coraz mniej czasu do egzaminów ;) 

Postaram się wieczorem nadrobić zaległości u Was! Buziaki!

8 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Wczoraj przeglądałam swoje statystyki biegowe :) Okazało się, że w tym roku wybiegałam już 270km. Nie jest to może powalający wynik ale mnie naprawdę satysfakcjonuje, a co najważniejsze, motywuje by pokonywać kolejne ;)

Kurczę, jeszcze trochę i zacznę się nazywać biegaczką. Chyba udało mi się załapać prawdziwego bakcyla :) 

W zasadzie tylko tyle chciałam napisać, tylko się pochwalić. Mam w tym tygodniu gościa - babcię moją ukochaną - i nie mam za bardzo czasu. Ale! Babci nie udało się mnie utuczyć także jest dobrze. 

Za to jutro już wyjeżdżam do Hiszpanii :) Odezwę się zatem po powrocie, będę też miała więcej czasu na Vitalię i żeby wreszcie nadrobić zaległości. 
A teraz biegnę się pakować, odprawić i wytulić mojego kotecka ;)

Buziaki!

3 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Obiecałam mojej koleżance, że zmierzę bluzkę typu crop jak tylko schudnę. O obietnicy przypomniałam sobie dziś kiedy szukałam stroju plażowego a moim oczom ukazała się urocza bluzeczka. 
Jako, że nie uważam się za grubą i niezgrabną chwyciłam i pognałam do przymierzalni. 
Uważam jednak, że jest to kolejna pułapka modowa, wyglądają w tym świetnie chyba tylko baaardzo szczuplutkie dziewczyny... 

Inna rzecz, że zupełnie spodnie nie pasują :P


Na szczęście jednak, moje świeżo wypracowane podejście pozwoliło mi z uśmiechem na ustach odwiesić koszulkę i nie wywołało to ani przygnębienia ani chęci odchudzenia się "do bluzki" i "do mody". 
Muszę co prawda trochę się dowiedzieć w czym mój typ figury wygląda najlepiej, jak sobie wyrównać proporcje optycznie i wtedy wybrać się na większe zakupy ale i tak czuję się dobrze z tym, że już nie płaczę bo nie mam odpowiedniej figury do ciuchów. Lepiej mieć odpowiednie ubrania do figury ;)

Może kiedyś jak będę miała sześciopak na brzuchu to będę go wystawiać :D Teraz jednak pozostawię ten widok na plażę, dla mego chłopa i dla Was vitalijki :D

Kostiumu nie kupiłam, butów nie kupiłam... wróciłam za to do domu z kolejną sportową koszulką (cwaniak)

2 czerwca 2014 , Komentarze (10)

Przedwczoraj, kiedy odpowiedziałam na komentarz Darii, uprzytomniłam sobie jedną rzecz. I wiem, że napisanie czasem nie najlepszych rzeczy o sobie i swojej "mądrości" pozwala się do tego zdystansować i co nieco zrozumieć. Dziękuję, że jesteście i pomagacie się ogarnąć w chwilach zwątpienia!

Nie chcę innego ciała. To jest moje i tylko moje. Fakt, nigdy nie będę drobniutka, nigdy nie będę taka delikatna. Moja sylwetka duże lepiej wygląda z odrobiną mięśni i do tego będę dążyć ;) Ale jest moja, moje ciało to część mojego ja.  

Niniejszym zakończyłam odchudzanie. Biorę się już tylko za doskonalenie siebie. Spłynęła na mnie totalna samoakceptacja. Mam nadzieję, że już mi tak zostanie :) Choć wiem, że chwile zazdrości będą się pojawiać ale komu się nie zdarzają? Każda z nas (no prawie każda) ma w swoim ciele coś co by zmieniła. Więc nie dajmy się zwariować! 

Nie mogę wyglądać jak dziewczyna z tych chudziutkich motywacji. Mogę jednak wyglądać zajebiście :P I tak będzie! Brzuch jest prawie płaski, pupa znośna (choć podniosę ją ćwiczeniami), uda i łydki mięśnie łapią łatwo ;) Nie mam zdjęć pleców ale im mięśnie też nie zaszkodzą, lekkie zarysowanie bicepsa też jest moim planem. 

Teraz zaś zamierzam cieszyć się wakacjami, smażyć moje blade dupsko na słońcu, nosić szorty i mini spódniczki ;) O! No i biegać, biegać, biegać. Na siłownie zapiszę się od września bo teraz będę co chwilę zmieniać miejsce ;)
Kompleksy ma każdy ale nie każdy musi się nimi aż tak przejmować, i ja też nie zamierzam. Bo, jakby nie patrzeć, moje ciało ma więcej zalet niż wad

Wiem, wiem. Jakość zawrotna. 

31 maja 2014 , Skomentuj

Nie będę pisać zbyt wiele, podzielę się za to z Wami genialnym komentarzem paskowym bo moim zdaniem najbardziej ukazuje absurd tego wszystkiego ;)

A przy okazji polecam całego bloga tej dziewczyny ;)

30 maja 2014 , Komentarze (7)

Kiedyś byłam zawsze bardzo szczupła. Pewnie, że miałam kompleksy! W końcu promuje się szczuplutkie nóżki bez grama mięśni a ja - trenując kolarstwo - miałam nogi masywne, silne. 
Jednak muszę przyznać, że nie zwracałam aż takiej uwagi na moją wagę, figurę, wymiary, rozmiary ciuchów (choć fakt, że nosiłam 36 i częściej coś było za duże niż za małe). 

Potem stan rzeczy się zmienił. Przestałam trenować, wyjechałam na studia, przytyłam i zaczęłam nosić rozmiar 40-42. Wtedy naprawdę nie lubiłam swojego ciała. Uda się o siebie ocierały, pojawił się cellulit, brzuch stał się miękki i trzęsący niczym jakaś przerośnięta galareta. 
Wzięłam się za siebie. Schudłam do 60kg, nosiłam rozmiar 38. Niby cieszyłam się, że schudłam, widziałam zmiany i to był sukces. 
Ale mimo, że schudłam jeszcze więcej i noszę 36-38 ciągle coś mi się w moim ciele nie podoba. Ciągle nogi mają nie ten kształt, ciągle mam za wąskie biodra, ciągle brzuch wygląda nie tak jakbym chciała. 
Głupie to bo dawniej - przed przytyciem - bioder szerszych nie miałam, uda miały podobną budowę (ino mięśni więcej). Kiedyś nie zwracałam takiej uwagi na swoją figurę. Nie zwracałam też uwagi na figurę innych kobiet. Teraz czuję zazdrość  kiedy widzę dziewczynę o idealnych, kobiecych proporcjach. 
Ogólnie lubię moje ciało (o czym już pisałam) ale przez to całe odchudzanie i zauważenie "problemu" częściej o tym myślę, częściej myślę o swoich wadach, ciężej mi się skupić na zaletach. 

Co gorsze mam jakieś "wahania". Rano się dzisiaj pięknie ubrałam - koszula, spódniczka, botki na koturnie (12cm)... Patrząc w lustro czułam się śliczna :) Czar prysł kiedy wyszłam z domu i zobaczyłam dziewczynę o idealnej figurze, zaczęłam uważać, że wyglądam śmiesznie. 

Myślę, że na jakiś czas przestanę myśleć o odchudzaniu. Przestanę liczyć te kalorie, ważyć się i mierzyć. Skupię się na przygotowaniu do startu biegowego. Może jak znowu skupię się na sporcie sylwetka przestanie mieć aż takie znaczenie?

Żeby nie było. Nie myślę o tym ciągle. Nawet nie powiedziałabym, że codziennie ;) Ale czasem - jak dziś - uderza we mnie świadomość, że kiedyś takich "problemów" nie miałam. I chyba nie chcę ich mieć bo są zbyt nieistotne. Nie wyglądam źle, jestem zdrowa i zadbana. 
Dlaczego mi to nie wystarcza? Dlaczego czuję żal, że nigdy nie będę miała mniej wystających żeber i szerszych bioder? Dlaczego o tym w ogóle myślę?!

I nie - nie mam też jakiś zapędów żeby odchudzać się do super niskiej wagi. Bo mi zupełnie nie chodzi o wagę. Ogólnie chyba jestem całkiem szczupła. Tylko mi o te rzeczy, na które zupełnie nie mam wpływu chodzi :D

28 maja 2014 , Komentarze (15)

No i stało się :) Wracając do domu zahaczyłam o sklep sportowy ;) Nie wytrzymałam i zakupiłam sobie bluzkę do biegania, z długim rękawem. W fajnym, żywym różowym kolorze. Z daleka mnie w parku będzie widać! 

A na nogach mam też w miarę nowe nike revolution 2. Te lunarglide, którymi się chwaliłam są świetne - ale nie kiedy jest ciepło bo słabą wentylację mają. 

Teraz chciałam się Wam pochwalić moim przepysznym obiadem. 2 kotleciki z kaszy gryczanej i zielonej soczewicy z miętą ;) Pycha! Do tego warzywa i koktajl bananowy na deser ;)

Gdyby ktoś chciał powtórzyć to zrobiłam to jak następuje:

Ugotowałam woreczek kaszy gryczanej i pół szklanki zielonej soczewicy. Wystudziłam i przekręciłam przez maszynkę do mięsa. Dodałam do tego sporo świeżej, rozdrobnionej mięty, dużo pieprzu, paprykę słodką. Całość dokładnie wymieszałam. Ulepiłam kotleciki, otoczyłam w mące gryczanej i smażyłam na rozgrzanej patelni z odrobiną oleju. 

(z tej ilości wyszło mi 6 kotlecików). 

Zaszalałam, tak dwa wpisy dziennie. Wybaczcie spamowanie :P

28 maja 2014 , Komentarze (10)

Hej! 
Od wczoraj chodzę baaaardzo podekscytowana :) Postanowiłam na jesieni wystartować - pierwszy raz w życiu - w zawodach biegowych. Na 10km. Znalazłam też dziewczynę, która ma podobny plan i razem się motywujemy i razem zapiszemy się na bieg. 
Czuję taki przypływ energii! 

Najbardziej cieszy mnie to, że znalazłam kogoś kto zapisze się ze mną. Kiedyś kiedy już bez problemu przebiegałam 10-15km nie miałam nigdy odwagi stanąć na starcie. Nie chciałam nigdy wygrywać ale... jakoś tak odwagi było brak. A jak wiadomo w towarzystwie razem więc dwie "zielone" to lepiej niż jedna. Teraz nie będzie wymówki! 

Zaczynam intensywne treningi. Pierwszy cel? Przebiegać 10km bez przerwy na marsz (teraz jedna, dwie są potrzebne). Cel drugi: zejść poniżej godziny (jak na razie mój czas to średnio godzina i trzy minuty :). 
Cel trzeci - wystartować! :)

26 maja 2014 , Komentarze (6)

Nie ukrywam, że jestem wegetarianką, nie ukrywam, że na sercu leży mi los zwierząt. Mięsa nie jem, nie jem też produktów, które w składzie mają coś co pochodzi z uboju zwierząt. 
Jajka i mleko mam "wsiowe", od szczęśliwych krówek, kurek i kózek ;) Tak samo twaróg. Mleko często też zastępuję mlekiem roślinnym. Masła używam tylko roślinnego (uwielbiam od zawsze). Bardzo ograniczam żółty ser bo o ile łatwo wybrać taki na mikrobiologicznej podpuszczce o tyle ciężko zdobyć informacje o pozyskiwaniu mleka :) 

Niestety po mleko i po jaja muszę jeździć spory kawałek (ale warto!) i nie zawsze zdobywam wystarczające ilości więc muszę "oszczędzać". I szkoda mi trochę marnować te moje jajka :) Zresztą chyba wszystkim nam zdarza się odkryć w połowie roboty, że brakuje akurat jajek :) Można wysłać do sklepu mężczyznę, a można dać mu spokój i użyć zamiennika ;)

Dlatego też polecam Wam szczerze malutką książeczkę do pobrania stąd. Na dole strony podaje się maila i przychodzi pdf. Całkowicie darmowe ;) Przy okazji można podpisać petycję :) Walczą o to by Kaufland w Polsce nie kupował jajek od ferm, które najgorzej traktują kury :) W Niemczech się udało! 

W książeczce znajdziecie zamienniki jajek a także kilka przepisów ;) Mam nadzieję, że się przyda komuś ;)

25 maja 2014 , Komentarze (3)

Mężczyzna mój stwierdził, że bez sensu odkładać zakupy na ostatnią chwilę i "wyprosił" mnie do galerii handlowej, wciskając nawet swoją kartę (w sumie i tak mamy wspólne finanse ale mniejsza o większość). 
Na nic się zdały moje tłumaczenia, że teraz to bez sensu, że jeszcze zdążę itp. 

Tragiczne było to ilu ludzi było w galerii. Po prostu masakra. I te wszystkie niepilnowane dzieci biegające między nogami i wrzeszczące. No może ja jestem dziwna ale kurczę jak się idzie coś dziecku kupić to można malucha przypilnować a jak to ma być zabawa to chyba lepsza i zdrowsza byłaby w parku? :) 

Poza tym przepychający się i krzyczący dorośli też nie należą do rzadkości. Wyszłam po godzinie, z bólem głowy. 
Nigdy więcej zakupów w weekend! 

Ale za to sporo rzeczy sobie wybrałam na "do zmierzenia" później i jakoś zostało mi wybaczone to, że wróciłam bez łupów wojennych. Choć najpierw musiałam opisać większość tych rzeczy co by mieć spokój :P

Niedziela jest bogata w spalanie kalorii: 
- rano 1,5h graliśmy w badmintona;
- do galerii na rowerze, łącznie godzina;
- w galerii irytowanie się (na bank to spala kalorie :D) i łażenie szybko żeby jak najszybciej ogarnąć co jest i się stamtąd wyrwać.

Eh, chyba jestem aspołeczna. 

Ale jutro tam wrócę i będzie rozpusta. Spódniczki, spodenki, balerinki i sandałki! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.