Wróciłam od braciszka z przedłużonego week i nie ma się czym chwalić. Na wadze 67,8 - masakra totalna, kuchnia prawie zrobiona, więc już nie długo wracam do gotowania i przygotowywania sobie jedzenia takiego jak lubię (dietetycznego). Znów właczę duuuużo warzyw i mało węglowodanów, zmniejszę porcje jedzeniowe i jakoś dam radę... Wraca motywacja. Dziś ostatni dzień laby - urodziny koleżanki z pracy (ciasto i sałatka gyros - ale z jogurtem greckim zamiast majonezu ) ale jutro lekko i dietetycznie, bo czuję się ociężała. A poza tym to cZuję się jak by to opisać - codziennie - jak na dzień przed dostaniem miesiączki - to sobie wyobraźcie co czuję... jestem jak balon wody i jeszcze boli mnie podbrzusze, a o szaleństwie hormonów to nie wspomnę...
Kochane, dzięki, że mnie wspieracie i po prostu, że jesteście. Łatwiej się żyje jak się ma komu wyżalić Czuję, że po operacji, to wyrwę jak z kopyta, bo bardzo chce mi się już ćwiczyć... Buziaki
Obserka
8 października 2013, 22:28wierze, ze ci ciezko ale jakos musisz wytrzymac a pozniej dasz czadu ;)
Jomena
8 października 2013, 18:25Pewnie, że tak będzie...teraz żyjesz w stresie, ale po wszystkim znów będziesz sobą :-)
malutkaaa90
8 października 2013, 15:28Sałatka gyros mniam:-) zazdroszczę:-)
OnceAgain
8 października 2013, 14:42Kochana trzymam kciuki za Ciebie :). Mam nadzieję że operacja pójdzie jak po maśle i będziesz mogła już wrócić ze mną do codziennych ćwiczeń na orbim :)