Hejka!
Dawno mnie nie było bo...zasilacz od lapka stwierdził że ma mnie dość i woli się spalić niż dalej ze mną współpracować. Ot takie harakiri w jego wykonaniu. Także wszelaka robota na studia zawieszona a miałam tyle planów na ten weekend... Dziś dorwałam lapka taty - ale wiecie jak jest, dłonie nie przyzwyczajone do tej klawiatury (mimo że to mój stary lapek) pisze się średnio. Ale liczę, że chociaż jeden podrozdział licencjatu dziś powstanie (1 strona :P).
Promotor bowiem chce na 29.04 całą pracę... He he. Wiem że się da, ale po drodze musze uzupełnić dziennik praktyk, zrobić wywiad, dokonać jego transkrypcji itp. A i w przygotowaniach świątecznych też trzeba pomóc - nie da rady się zaszyć w pokoju i pracować. Także do majówki ciężki okres...
Tydzień do tyłu. 0,3 kg na plusie. Tak się skończyło zajadanie dołków, problemów itp. A przy tym odwieczne zaparcia. No ale cóż, co nas nie zabije to wzmocni, chyba się już ogarnęłam, wiec licze że waga na nowo zacznie spadać. :(
EDIT:
Jabłko i pomarańcza pokrojone i obsypane cynamonem - pycha!
Trzymajcie się ciepło!
hexa18
14 kwietnia 2014, 16:21Mój lapek żyje jak chce :D jest cały rozwalony , parę razy mi upadł ( nie wiem jak to zrobilam ) :D gniazdo od ladowarki raz działa raz nie :D życzę powodzenia w diecie ! :)
marmat1990
14 kwietnia 2014, 17:05oj nie zazdroszcze z lapkiem. dzięki!
littlenfat
13 kwietnia 2014, 15:130,3 kg to i tak nie jest źle. Przyjdą porządki przedświąteczne to się wszystko spali :)
marmat1990
13 kwietnia 2014, 15:26Niby tak ale i tak nie fajnie :) Dziś na szczęście już jakoś idzie. Przynajmniej póki co.
agulina30
13 kwietnia 2014, 14:02trzymam kciuki za Ciebie i za siebie /u mnie też było ostatnio z dietą na bakier/
marmat1990
13 kwietnia 2014, 14:10Dzięki i też trzymam! Damy radę! :)