Dzisiejszy dzień był dla mnie jedną wielką masakrą...
Rano wstałam żeby dzieciakom dać prezenty od mikołaja .. i wyszykować Kingę do szkoły... patrzę za okno a tam śnieżyca... a ja muszę moje cuda na ten śnieg wyciągac.. no ale cóż.. podjęli decyzję o otwarciu szkół to trzeba było iść... potem z Dawidem do lekarza bo stwierdziłam że skoro według lekarza powinno się poprawić po 3 dniach a on po 4 jest gorszy to idę znów... pani doktor stwierdziła że płuca nadal czyste a wirus siedzi wygodnie w krtani... dała kolejną dawkę serydów... przepisała krople do oczu i kazała przyjść w środę żeby sprawdzić czy się coś polepszyło... lub pogorszyło...
Wróciłam do domu... śniadanie o 11... wiem za późno.. ale cóż począć.. mały nie chciał spać więc nawet nie miałam jak poćwiczyć... z reszta po przedzieraniu się przez te śniegi nie wiele mi się chciało...
Po południu znów przedzierałam sie przez śnieg... do tego w ostatniej chwili udało nam się wrócić do domu bo autobusy zostały odwołane... normalnie kosmos...
Dieta dziś jako tako... jem to co w planie ale omijam część bo np . 2 śniadania nie jadłam bo jak 1 jadłam na drugie to już 2 sobie odpuściłam....
Ćwiczeń nie było... zobaczę może będzie mi się chciało porobić wieczorem....
Zmykam słońca... Dziękuję Wam za słowa otuchy!!!!!
Bogusia29
7 grudnia 2010, 10:15Dołączam się do reszty nie daj się tym przeciwnościom (kurde zawsze jak coś zaczyna iśc to z drugiej strony jakieś kłody pod nogi). Zdrówka dla małego i reszty rodzinki.
Ebek79
7 grudnia 2010, 09:14Urwanie głowy! To aż tak strasznie, że autobusy odwołali??? Co za kraj:) Trzymaj się dzielnie!!!!!!
gosia81cz
6 grudnia 2010, 22:26trzymaj sie Sloneczko.
cytrusekk
6 grudnia 2010, 19:01ohh. faktycznie kosmos, współczuję ;*