Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
06.04.2010..... miałam wrócić a mnie nie było...
ale już jestem...


Hej kobietki....

 

Wiem wiem pisałam że wracam i że już będę a znów zniknęłam... cóż, złośliwość techniki.... i lenistwo ludzi... i olewanie przez dostawcę netu spowodowało że do dziś nie miałam internetu.... właściwie nadal uważam że ma go w połowie... bo wczoraj byliśmy u rodzinki wieczorem i oni nam pożyczyliinternet mobilny... i dlatego mówię że mam pół internetu bo w sumie działa to nawet całkiem nie źle ale cały czas mam w głowie że każda otwarta storna to kolejne stracone bity, bajty itp... i to mi odbiera radość z tego że jestem znów podłączona do Świata....

mój net unlimited będzie nie wiem kiedy... i dlatego na razie jestem na mobilnym... cóż.. ważne że jestem...

 

no a teraz do rzeczy..... TYJĘ i to bez przerwy... nie są ta całe szczęście jakieś okrutne ilości kilogramów ale cały czas tyję... nie wiem .. nie mogę się ogarnąć... wpadłam w ten marazm pod koniec listopada i tak się bujałam między 61 a 59.5 aż do marca... a teraz przez ostatni trzy lub cztery tygodnie tyję.. w Święta całe szczęście przybyło mnie tylko 0.5kg a sumie może mniej bo ważyłam się dziś przed WC a nie byłam tam ze 3 dni więc może po dzisiejszej wizycie okaże się że w te Święta nie było wcale tak źle....

niestety nadal nie mam weny żeby się za siebie wziąść... nic nie pomaga... wzrastająca waga mnie nie mobilizuje... to że przestaje się znów mieścic w ciuchy też...  nie wiem już co robić... zwyczajnie mi się nie chce.... zła jestem na siebie bo jakbym sie wzięła za siebie tak jak przed ciążą z Dawidem to już w grudniu powinnam mieć 55kg... a tu zaczął sie kwiecień a ja nadal mam ponad 61kg...

 

przestałam liczyć kalorie i to mnie chyba zgubiło... wcześniej jak wiedziałam wieczorem że limit już zaliczony to szkoda mi było jeść coś i zaprzepaścić cały dzień.. a teraz sobie myśle a tam a może nie będzie tak źle...

 

od soboty zaczyna się kolejna akcja 6-tkowa... i tak się zanstaiwam że od tej soboty się biorę... ma ona trwać 10 tygodni.... i chciałabym w niej schudnąć ile się da.. wiem że powinnam powiedzieć że biorę się od dziś i nie odkładać tego bo to nie ma sensu... ale ja się wolę nastawić wcześniej i określonego dnia wziąść się za siebie... łatwiej mi się wtedy zmobilizować jeśli kilka dni wcześniej sobie powtarzam że się biorę...

 

postaram się tutaj zaglądać najczęściej jak się będzie dało... a jak mi już podłączą mój net to

 

UROCZYŚCIE OŚWIADCZAM

 

że będę każdego dnia.......

 

bardzo bym chciała do Was pozaglądać i poczytać co u Was ale nie wiem kiedy uda mi się zajrzeć do każdej z Was.... choć obiecuję że się postaram....

dziś mam wolny dzien i jak tylko mały pójdzie spać to zajrzę choć do kilku z Was... a reszta jutro i pojutrze....

 

dziękuję że do mnie zaglądałyście i nie zapomniałyście o mnie w Święta.....

 

buziaki słoneczka!!!!!!!!!!!!!

  • 3linka

    3linka

    7 kwietnia 2010, 20:14

    Kurcze, Marlenka, Ty zawsze bylas taka "zawzieta" - ale w tym dobrym sensie, taka twarda i nieugieta. Normalnie nie wiem, co by tu.... wytrwalosci tylko mozna zyczyc i powrotu checi do odchudzania i do schudniecia. Badz znowu wzorem wszelkich cnot:-)

  • mariamelia

    mariamelia

    6 kwietnia 2010, 21:38

    A wiesz, że to właśnie Twój komentarz pamiętnego marca 2008r jest pierwszym w moim pamiętniku?:) Oj szłyśmy wtedy ostro do przodu!:) Ja też teraz wspominam z tesknota figurke sprzed ciazy. A stres, chwilowe smutki sprawiają, ze okresowo nie mam aptetytu, co potem nadrabiam z nawiazka. Przy pewnym rodzaju stresu nie mogę jesc, ale przy kazdym innym zajadam problemy. Coz ale ciagle mam ta glupia nadzieje i wierze, ze jeszcze mi sie uda!!! ^^

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.