Toczy się we mnie walka dobra ze złem.
Codziennie rano mam mocne postanowienie poprawy, wcinam śniadanie, piję wodę, planuję obiad.
Obiad jeszcze spoko, chociaż niekoniecznie zgodny z założeniami, a popołudniu - hulaj dusza, piekła nie ma..............
Jestem głodna, głodna, głodna.......jem, jem, jem............
A zmęczona całym dniem słaba wola pęka........
Efektem tej mojej niekonsekwencji od trzech miesięcy robię 2 kroki do przodu, a 1 do tył.
Bilans w sumie na plus, ups tzn. na minus, ale jest on taki tyci, tyci......zauważalny tylko przez nielicznych, tzn przeze mnie i moją dietetyczkę.
Pani Julito pozdrawiam o 23:34 z rozcienczonym drinkiem z colą z własnego, małżeńskiego łoża.
Ufffff, jak ciężko.
roxy1
14 czerwca 2013, 08:23Kobieto weź Ty napisz co u Ciebie tak normalnie, jak dzieciaki, leżakowanie na kanapie, wnusia-no kompletnie nic nie wiem:))))
magdast
13 czerwca 2013, 22:33... a wiesz co może to ty masz rację?/ ja się katuję jak durna i jestem grzczna...a wyniki jak u ciebie ... więc to twoja droga jest może lepsza ...a na pewno przejemniejsza... pozdrawiam
roxy1
13 czerwca 2013, 07:10hihihi odchudzanie z drinkiem przed 24-no Mariolka nawet ja takiej diety nie znam:)))))
mikrobik
13 czerwca 2013, 06:28Chyba prawie wszystkie tak mamy, bo inaczej co byśmy tu robiły?
Brusiaa
13 czerwca 2013, 00:24bedzie dobrze nie mozna sobie wszystkiego odmawiac :p pozdrawiam :)