Pisałam już nie raz o tym, że nie lubię swojej pracy. Tzn. jej charakter jest dla mnie jak najbardziej odpowiedni, ale niestety układy i stosunki międzyludzkie nie do przyjęcia. Mam specyficzny charakter i nigdy nie nabyłam daru przystosowania się do wykonywania poleceń, szczególnie tych, których idei i sensu nie rozumiem.
Akurat w tej formacji nie ma miejsca na dyskusje i dociekliwe pytania.
Wydawałoby się, że cechy, które posiadam, m.in. skrupulatnośc, obowiązkowośc, punktualnośc, dociekliwosć, uczciwość powinny być w mojej pracy jak najbardziej pożądane , jednak okazuje się, że niestety moim pryncypałom zawsze one przeszkadzaja, szczególnie, że mój niewyparzony jęzor nieraz demaskował bezsens niektórych działań.
Nigdy nie miałam ambicji aby awnsować, rządzić innymi, zostać decydentem.Moim marzeniem było zawsze posiadanie określonego zakresu obowiązków, jasnych kryteriów oceny mojej pracy , abym mogła spokojnie wywiązywać się z tego co do mnie nalezy.Nigdy mi się to nie udało.
Nie bede wdawała sie w szczegóły, ale mysląc o ostatnich latach pracy to zauwazyłam ,ze ciągle uciekałam od niej w chorobę.
Zaczęło się ok. 9 lat temu od mrowienia na plecach w okolicach łopatek, później sztywnośc karku i ból taki, że nie mogłam się obrócić na boki w łóżku i podnieśc kubka z herbata.
Robiłam sobie rezonans magnetyczny odcinka szyjnego kręgosłupa i okazało sie, że nie mam żadnych zmian.
Później chorowałam na częste infekcje dróg moczowych, bóle żoładka (gastroskopia wykazała refluks żółci do żoładka) , ataki bólowe były tak silne, że pewnej nocy wzywałam do siebie pogotowie ratunkowe. Lekarz okreslił te dolegliwosci jako zepół jelita drażliwego. Zdecydowałam sie tez na operację hemoroidów, po której przez prawie pół roku nie mogłam dojśc do siebie, kiedys w pracy wywróciłam sie na progu i stłukłam sobie kolano. Do dziś strzyka mi cos w kolanach i mam tam jakies zmiany. Często byłam z tego powodu na zwolnieniu lekarskim.
Później była ciąża, adopcja, a do pracy wróciłam 7 stycznia 2008r.
Przez kilka miesiecy do wykrycia raka nie mogłam w nocy spać , pociłam się, miałam zmiany hormonalne, kilka razy bolał mnie brzuch i nie wiedziałam czy to znów jelita czy pęcherz, złapałam tez kilka infekcji.
Czy to nie dziwne??
Teraz mnie nic nie boli, chemioterapie przeszłam bez żadnej infekcji, mimo, ze uprzedzano mnie, że grożą mi infekcje poczawszy od jamy ustnej przez śluzówke żoładka, pęcherz moczowy i układ rozrodczy. Nie poce sie, śpie w nocy, nic mi nie strzyka, nie boli i tylko jak myśle o powrocie do pracy sciska mi sie zoładek.
Dziś jestem przekonana, że pod wpływem stresu mój układ immunologiczny uległ osłabieniu i przez to imały sie mnie te wszystkie choróbska.
Mysle, że jest to typowa nerwica, zespół wypalenia zawodowego i to jest najwyższa pora żeby wyciągnac wnioski i ratowac się.
st0pka
20 stycznia 2009, 08:11Nawet nie wiedziałam, że pracę można tak odchorować... Mój mąż też pracuje w tej instytucji... pozdrawiam.
margotxs
19 stycznia 2009, 23:10Mariolko, nie wracaj do tej pracy! Odkad pamietam (a bylo to jeszcze przed moim wyjazdem do Rosji, czyli ponad 2,5 roku temu) mialas stresy w pracy, brzmialo to jakbys nawet bala sie tam isc. Nie wracaj. Znajdz cos innego. Sprobuj. Ja tam wierze, ze gdy psychika jest przeciazona to i cialo choruje. Nie potrzeba Ci tego. Trzymam kciuki.
julcia33
19 stycznia 2009, 20:02moze to czas na zmiane pracy! nie warto poswiecac sie az tak bardzo zajeciom do ktorych nie jestesmy przekonani... beata
sikoram3
19 stycznia 2009, 12:49zgadzam sie z tym i zawsze mowi ze w zdrowym ciele zdrowy duch.Ratuj sie mariloka ,ratuj.Pozdrawiam.
kilarka2
19 stycznia 2009, 08:00myślę,że dobrze myślisz. I wiem, że jak już się ten koszmar z rakiem ustabilizuje to zaczniesz zmieniać swoje życie również pod kątem pracy. Buźka
mikrobik
19 stycznia 2009, 07:23Masz rację nie wracaj do tej pracy! Choroba na pewno spowodowała przewartościowanie całego życia i sądzę, że teraz masz już inne priorytety. Jednocześnie zastanów się, czy stać Cię na brak pracy. Jeżeli nie, zacznij od poszukiwania sobie czegoś innego. Jednocześnie powinnaś pamiętać, ze pewnych błędów się nie popełnia po raz drugi. Ja też miałam konflikty z szefową w moim ostatnim miejscu pracy. Nie potrafiłam wejść w "układy", zawsze stałam po stronie moich pracowników i do końca nie byłam w stanie pojąć dlaczego do mojej publikacji muszę dopisywać jako współautorów osoby, które nie miały z nią nic wspólnego. Zbyt dużo czasu zajęło mi zrozumienie prostego faktu, że to szef ma zawsze rację. Patrząc z perspektywy czasu na wszystkie moje miejsca pracy - najlepiej pracowało mi się w instytucie wojskowym, gdzie miałam wspaniałych, sprawiedliwych szefów. Jak widzisz to nie miejsce (wojsko można porównać do policji), ale ludzie i często ich kompleksy sprawiają, ze do pracy idzie się z przyjemnością lub z przymusem. W pracy spędzamy większość życia i dlatego jest to takie ważne. Wierzę, że dokonasz mądrego wyboru.
starszapani
19 stycznia 2009, 00:32Bardzo przepraszam, ale tak na wstępie Twojego wpisu mnie szlag trafiał i cały błąd polegał na tym, że nie doczytałam do końca!!! Przeczytałam, jak napisałam poprzedni wpis. Nic na to nie poradzę na temat policji mam cały czas takie samo zdanie. Z tego co Ty robisz to bym miała jak najlepsze zdanie na ten temat. Wiem, że w tej chwili masz ważniejsze zadania przed sobą. Pozdrawiam - Danuta ps. :_:_ jutro, nie, dzisiaj miły dzień, idziemy z Gabrysią na LAGUNĘ a może na ferie załapie się na kółko teatralne, muzyczne(tego ona chce) albo plastyczne?????
starszapani
19 stycznia 2009, 00:06Sorki, nie doczytałam do końca Twojego wpisu, ale miałam kiedyś styczność z jakąś panią z policji ( była bardzo uprzejma dopóki mnie słuchała), wiedziałam że przeciwnik (czka) miała lepsze układy - na wstępie mi powiedziała, że zna komendanta i mimo wtargnięcia do mojego mieszkania , zdemolowania i pobicia, mogłam sobie "pogwizdać", więc jeżeli chodzi o policję to dla mnie "ganc-egal". Później przyjechałam z wyjazdu do rodziny okazało się, że jest za późno. W tej chwili dla mnie policja to jest kompletnym !!!!!! ZEREM!!!! Przepraszam jeżeli, Cię uraziłam, dla mnie to jest kompletne dno, mieszkam w Gryfinie i być może znasz tą Panią. W tej chwili nie chce mi się wyciągać jej danych ale jeżeli zechcesz to pogrzebię. Choleraaaaaaaaaaaaaaaaaa, co mnie wzięło na stare wspominki, ale chyba nic się nie zmieniło
ZielonyGroszek
18 stycznia 2009, 22:24mam podobnie. Ciągle jakieś choroby, od chronicznych bóli głowy, po szczelinę odbytu, a skończywszy na adopcji. Byłam zdrowa podczas macierzyńskiego, wychowawczego, aż do powrotu do pracy ... Mam Szefa, który potrafi zrobić z człowieka g..., lub .... wypromować Gwiazdę. Gwiazda musi mieć jedną cechę - być kokietką, reszta sama jej przychodzi (za pomocą Szefa, rzecz jasna). Nie jestem kokietką. Ostatnio /czytaj od roku/ mebluję łepetynę, by się wyrwać. Jedno mnie powstrzymuje - Ludzie, pracuję z fajnymi ludźmi. I o ile nie muszę widywać bubka, o tyle jestem zdrowa.