Nie lubie cudzych dzieci. Wczoraj wywołałam zdziwienie u
mojej, kuzynki, z która po długiej przerwie
rozprawiałam na tematy dnia codziennego
,m.in. adopcji . To znaczy nie mam jakis zabójczych instynktów w stosunku do cudzych latorośli,
ale generalnie mało interesuja mnie ich losy, często irytuja , jestem w
stosunku do nich krytyczna, mało tolerancyjna , a co najwyżej obojetna. Jestem kwoką. Swoje dzieci kocham i pakuje w nie tyle
emocji, że zdaje sobie sprawe z tego, że czasem przesadzam. Rozpoznaje każdy ich gest, westchnienie, każdy krok ,
każdą intonacje, intuicyjnie wyczuwam każda ich emocje. Po urodzeniu dwójki dzieci byłam przekonana, ze wiecej
dzieci mieć już nie chce. Mój pierwszy mąz cos tam przebąkiwał, że chciałby mieć
jeszcze jedno dziecko, ale powodował tym
ogromna moja niechęć, wrecz agresje. Jednak stało się inaczej. Kiedy poznałam Darka to
pierwsze moje deklaracje brzmiały tak: dzieci nie rodzę, zamaż nie wychodzę,
jestem kobieta niezależna i robię to na co mam ochote. Nikt nigdy nie będzie mnie ograniczał J Efekt widać na załaczonym obrazku J Mój mąz był
kawalerem, nie miał własnych dzieci, a co robi w pierwszej kolejności kobieta,
która kocha mężczyznę ?? Oczywiście rodzi mu dziecko hehehehe. I tak było ze mną. Nigdy nie usłyszałam od Darka – urodź mi
dziecko. Nie pamiętam nawet jak do tego doszło, że pewnego dnia podjęliśmy decyzje,
ze jeżeli w ogóle ma do tego dojsc to
jest to „ostatni gwizdek” .:) Prawie rok zajęło mi otrzaśniecie się po śmierci Damianka
i podjecie decyzji o adopcji. Decyzja nie należała do łatwych zważywszy na moje podejście
do cudzych dzieci , a na dokładke moja
wole bycia perfekcyjna matka idealnych dzieci J Bałam się jak cholercia, ale jak to zwykle ja : przegadałam , przefilozofowałam
, ukryłam swe lęki przed samą soba w najgłębsze pokłady podświadomości i przystapiłam
do działania. Po adopcjo dwójki,a nie jak to miało być pierwotnie
jednego dziecka ,to dopiero się działo . Wróciłam do zapisków na vitalii z tego okresu, ale one
nie oddaja tych emocji, które w rzeczywistości przezywałam. Krótko mówiąc w początkowym
okresie wychowanie naszych maluszków potraktowałam jak kolejne
wyzwanie. Pamietacie ile przezywałam dylematów, ile przerobiłam teorii, ale
tego stresu , jaki wtedy przeżywałam nie sposób ująć w słowa . Co tu dużo mówic
– po fali euforii związanej z nową sytuacja, nastapiła zderzenie z rzeczywistością
, a fakty były takie, ze w domu pojawiła się dwójka obcych , rozwydrzonych
bachorków, które terroryzowały nasza
rodzinke. Kurcze, ale się balam,ileż niepewności , wiecznego analizowania
zachowań, nerwów, sprzecznych uczuć. Nie wspominam miło tamtego okresu. To była naprawde
ciężka praca. Przy tym czułam taka presje ze strony otaczających mnie ludzi, że
przypłaciłam to swoim zdrowiem (niektóre
z Was też Nie ułatwiały mi zadania, oj nie). I to ciagłe zastanawiałam się czy tak postapiłaby matka
biologiczna?!! Dzis jestem 100% matka-kwoka czwórki dzieci. Traktuje
dzieci zgodnie ze swoja intuicja, tak, jak dyktuje mi moje serce, jak pozwala
mi moja osobowość i fakt, ze mam dzieci rodzone i adoptowane niczego nie zmienia. Kocham je tak,
jak ja potrafie kochać i nie mam żadnych kompleksów. Kiedy patrze na moje maluszki to serce mi kraje kiedy
przypomne sobie jak w poczatkowywm okresie oschle je traktowałam. Kiedy widze
dwuletnie dzieci to teraz dopiero zdaje sobie sprawe jakim maleństwem była
Oliwka. Dzis za żadne skarby tak bym jej nie potraktowała. Przekonana tez
jestem ,że gdybym wtedy nie zastosowała takich dramatycznych metod wychowawczych , to dzis
byłoby nam trudniej. Nasze dzieci są piękne, mądre, pełne ciepła i miłosci do
nas, a do tego są karne,posłuszne , zdyscyplinowane , a drobne problemy, które się
czasem pojawiaja są naprawde drobnostkami. One są po prostu cudowne, idealne - jak
na matke perfekcjonistke przystało J A jak słyszę, że
zrobiłam dobry uczynek adoptując dwoje sierot to coś mi się w środku gotuje.,
czuje złość Nie wiem dlaczego, może
dlatego, ze nikt nie nazywa bohaterką matki, która decyduje się na kolejna
ciąże ? Nie wiem skąd ta przekora we mnie. Dzieci są już w naszym życiorysie i nie wyobrazam sobie,
ze kiedykolwiek mogłoby ich nie być. Przecież znacie to uczucie.Prawda?? No, wyrzuciłam kolejna frustracje z siebie
J Wczoraj
przegadałam, przepłakałam i prześmiałam cały dzień. Pewnie wyglądałam jak pacjentka
psychiatryczna , ale wyżyłam się i dzis jest mi już lepiejJ A film ? Głupi jak but, ale świetny na odmóżdżeni eJ Uśmiałam się do
bólu brzucha J
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
magdast
26 listopada 2008, 23:35.. i znów żegnam dzień w twoim pamiętniku... hmm .. oschły człowiek to zimny człowiek..tak się zastanawiam, czy ty możesz być zimna... wiesz mam wrażenie ..ze nawet jak masz włączoną opcje "matka jędza" to i tak jesteś wulkan... zastanawiasz się , piszesz , że dzieciaki były oschle tektowane...ale pzecież to tyjesteś ich matką i to ty wiesz co robić najlepiej ... nie lubisz sflaczenia..szybko dzialasz nie piescisz sie ...a czy to jest oschłośc??? bo ja wiem.... dwa razy w życiu cię widziałam ...oschła Helga hmmm cóś mi nie pasuje.... PS aż sie boję dzwonic na skype.... bo potem gadam i gadam głupoty przez godzinę ... iprzestac nie moge...i tak sobie myślę Mariola ..jak tylko mnie będzie widziec świecącą na zielona ...to sp.... dobranoc
otulona
26 listopada 2008, 23:23Wystawiłaś łepek z szafy:))Zaczynam widzieć Człowieka, a nie Kobietę z Żelaza, jesteś mi coraz bliższa i podziwiam Cię jeszcze bardziej! Ale nie musisz dorównywać naszym wyobrażeniom! I tak jesteś wspaniała:))Uściski!
erwinka
26 listopada 2008, 21:54normalnie Matka Teresa :):):)jestem pełna podziwu
malgonia37
26 listopada 2008, 20:03...a czy Ty w ogóle nosisz coś na uszach ???
malgonia37
26 listopada 2008, 16:39Ty się minęłaś z powołaniem Kochaneczko - Ty ANALITYKIEM powinnaś zostać - wnikliwość Twoich analiz czasem mnie przeraża :) hihihi PS : zajrzyj do mojego pamiętnika w wolnym czasie ;)
nonos
26 listopada 2008, 16:00to się lubi co się ma;-)))))). Skoro już musimy mieć taką parszywą porę roku - ciemną, zimną i ...., to niech przynajmniej będzie to prawdziwa zima, taka ze słoneczkiem i śniegiem:). Też bym wolała nieustającą późną wiosnę, ale cóż... trzeba by zmienić kraj zamieszkania;-) A Syneczki to temat rzeka, prawda? Szczególnie w "tym" wieku. Mój też musi zmywać, tyle że w tygodniu. Oczywiście czasami olewa, ale mi nawet ręka nie drgnie;-). A za każdy opuszczony dzień odliczam mu dzień z "weekendu z komputerem". Fajnie, bo w ogóle się kłócić i prosić nie trzeba:)
DOROTAINKA
26 listopada 2008, 14:21wiele w twoim zyciu sie dzialo i dzieje, ze starczyloby dla kilku osob tych "wrazen". Moze to dobrze ze zdecydowalas sie aby zajal sie tym jakis spec. Chodzi mi o to ze ciezko jest ogarnac sie samemu jezeli z kazdej strony dostajemy kopniaka, a w twoim przypadku zycie ich nie skapi. A co do adopcji, ja uwazam, ze jednak jest to wyzwanie i nie kazdy jest zdolny aby je podjac. Wiem na swoim przykladzie, ze mimo tego, ze rozmawialismy i zastanawialismy sie z mezem czy aby nie zaadoptowac jakiegos malucha, no bo niby warunki sa itd, to ze zwyklego strachu nie zrobilismy tego. Zatem, masz powody do dumy-moim zdaniem i wcale nie pisze tego po to by cie rozzloscic.
ZielonyGroszek
26 listopada 2008, 13:24nie lubiłam (i nie lubię) traktowania adopcji jako aktu bohaterstwa ze swojej (naszej) strony! Jesteśmy NORMALNĄ rodziną i koniec. Fakt pochodzenia dziecka nic nie zmienia ani w moich uczuciach, ani podejściu do innych. Cudzych dzieci też nie lubię :)) Wczoraj się jedynie w tym utwierdziłam.
nonos
26 listopada 2008, 12:40najbardziej irytuje Cię ta część pochwał o "dobrym uczynku"? Bo pewnie nie dla "dobrego uczynku" połączyłaś swoje życie z dwójką dzieciaków? Bo dobry uczynek, to ustąpić miejsce w tramwaju, to pomóc sąsiadce przynieść zakupy, to upiec ciasto dla koleżanki. Coś co szybko się robi, siup! i zapomina. A Ty raczej rzuciłaś się bardzo odważnie (TAK! Odważnie i koniec!) w takie wielkie, odpowiedzialne i wieloletnie dzieło. Dla mnie kobieta rodząca kolejne dziecko lub rodząca w tzw. starym wieku to też BARDZO odważni ludzie:).
roxy1
26 listopada 2008, 12:11a ja (wiesz dlaczego) napiszę tak: jestes normalna kobietą o normalnych ludzkich reakcjach, zupełnie prawidłowych, nie bede Ci tu słodziła bo zrobiły to za mnie poprzedniczki a co "przesada to cuchnie" wszystko co robisz jak dla mnie jest normą ale norma jeśli chodzi o Twoja osobę,myslę, ze bardzo trzexwo patrzysz na swiat, zdajesz sobie doskonale sprawę ze wszystkiego co się wokoło dzieje lub moze zdarzyć, tylko nie zawsze chcesz to przyjąc do wiadomości i to z różnych powodów- może to być blokada na zasadzie czego nie dopuszczam do myśli to tego nie ma a może tez czasem z wygody, czasem tez jak nie będe o tym myslała to uchronię wszystkich przed ew.zagrożeniem.Ech Mariolka- normalna kobieto w nienormalnych czasach, chciałabys mieć wszystko perfekcyjnie urządzone- dom, rodzine, życie ale ono rzadzi się swoimi prawami i czasem zsyła na nas to czego sobie nie zyczymy po to aby uzmysłowic sobie jak wiele mamy i żeby sie na tym skupić a nie ciągle zmieniać, cieszyć się chwilą i nie gonić dalej.
siemka2
26 listopada 2008, 11:39Mariolka, bo Cię kopnę! Doceń w końcu siebie i to co czynisz dla innych. Jesteś wielka, ludzie Cię kochają, czy to dostrzegasz?. Jesteś cudowną, wspaniałą osobą i to, że się gotujesz, kiedy ktoś mówi, że robisz coś wielkiego oznacza tylko to, że nie doceniasz tej swojej roboty. Pracuję w domu Dziecka. Czy myślisz, że takich rodzin jak ty , to jest na pęczki? Cholera! Wiesz, ile dzieci czeka na adopcję? Ile dzieci jest adoptowanych i krzywdzonych, wiesz ile jest ludzi złych? Wiesz jak trudno o takich ludzi jak ty. Cudownych, uczciwych, prawdziwych? Jesteś tak prawdziwa, cudowna, nikogo nie grasz. Doceń to, bo walnę cię w d...
basian65
26 listopada 2008, 11:20Jesteś wielka!
calineczkazbajki
26 listopada 2008, 10:12która umie kochać i z dawania miłości czerpie największą radość :)