I kolejne mini-mini odstępstwo, bo nalepiłyśmy z teściową pierogów ruskich. Cóż, taki przysmak mam od święta - pozwoliłam sobie na 5 małych sztuk na obiad - ale prosto z wody, bez okraszania tłuszczykiem - tu już nie ze względów dietetycznych, po prostu nie lubię polewy z tłuszczu. Ot ciasto typu mąka-woda, twaróg półtłusty i młode ziemniaki w farszu. Podsmażana cebulka, ale to 2 małe cebule smażone na wieeeelki gar farszu. Także jeszcze chyba aż takiej tragedii z tego nie będzie :P
Śniadanko takie jak wczoraj, po prostu tak mi to posmakowało, że morele z dodatkiem kaszy czy płatków mogłabym jeść do usranej śmierci za przeproszeniem.
Drugie śniadanie - grahameczka z twarogiem
Podwieczorek - o coś takiego (twaróg półtłusty, poziomki i borówki) - pół miseczki... Mniam ;P
Kolacja - ziarnista bułeczka z sałatą i pomidorem.
Poza tym zrobiłam sobie analizę co mi szkodzi na te wzdęcia i sama jestem już zielona...
Szkodzą zawsze (może nie jest mi nic po jednym gryzie, czy jednej śliwce - ale już sztuka/dwie...): surowe jabłka, gruszki, śliwki, brzoskwinie, nektarynki, por, cebula, fasola, groszek
Szkodzą często: brokuł, kalafior, kapusta, fasolka szparagowa, papryka.
Szkodzą rzadko (tylko ogromne ilości): marchew, cytrusy, truskawki.
Nie zauważyłam by szkodziły mi gotowane / duszone jabłka, śliwki, morele, brzoskwinie itp. Ogółem gotowane owoce mi nie szkodzą. Ziemniaki raczej też nie szkodzą.
Nigdy mi nic nie było po mleku, jogurtach, kefirach, otrębach, płatkach owianych i innych tego typu. Nigdy nie szkodziły mi ryże i kasze. Raczej nie zauważyłam by było mi gorzej po sałacie czy zielonej pietruszce, koperku, ogórku itp.
Nie mogę mieszać w ogóle jabłka surowego + nabiał na przykład... Kawa z mlekiem i zjedzone wkrótce jabłko = balonik zamiast brzucha...
Na forum zasugerowano mi nadmiar błonnika -ale to gotowane jabłko straciłoby cały błonnik ? Ale gotowany brokuł już np. szkodzi... Suszona śliwka czy morela + jogurt przejdzie (ale może dlatego, że zwykle ją duszę by jeszcze puściła "kompot" ?)... Nie wiem, nie rozumiem już mojego organizmu :(
I w sumie w przypływie funduszu już postanowione, że kupuję rowerek. Ostro się póki co chcę wziąć za hulahop... Tylko niech mnie ktoś kopnie w tył bym się do tego wzięła...
Jak czytam o ćwiczących dziewczynach, o tym, że aktywność uzależnia... Jak ?! Jak ?! Po pierwsze tak mi się ciężko do tego zabrać, po drugie.. nawet jak już uda mi się zmotywować i ćwiczyć jakiś czas regularnie... nic z tego :/ Coś na zasadzie "muszę" i z krzywą miną biorę się za ruch.... Jaki to może mieć związek z psychiką (przykre, momentami bolesne i długie rehabilitacje w dzieciństwie...)? Jak się przemóc ?
Tak samo jakoś nie mogę się zabrać za peelengi kawowe + masaż później bańką chińską... W sumie teraz przy dziecku trochę ciężko - nie wyskoczę spod prysznica do dziecka z tyłkiem całym w fusach od kawy... Jak tu się zorganizować - a przydałoby się, bo regularne zabiegi z tego co wiem przynoszą spory efekt.... Ale raz w tygodniu to sobie mogę.. nic mi to nie da. Momentami to brak mi sił...