Juz minąl tydzięń na III roku studiów i powoli dociera do mnie ,że trzeba będzie naprawdę brac się za pisanie pracy , choc nie ukrywam ,że nie chcę mi sie do tego zabierac, ale jak to się mówi " nie chcę ,ale muszę". Znowu piszę nie o tym o czym miałam ,więc przechodzę do sedna i o to wnioski do jakich doszłam:
-cały czas cwiczę ,a miałam obawy ,że jak skończą sie wakacje to już mi się nie będzie chciało
- nie zaszczyciłam obecnością sklepiku ze słodkościami ( co wczesniej często miało miejsce),a jak idę z koleżankami na okienku do kafejki do zamawiam tylko kawę lub herbatę( jedzonko mam ze sobą , czyli 2 kromki razowego chleba z chudą wędliną i jakis owoc no i oczywiście woda mineralan niegazowana).
- regularnie rano wstaje trochę wcześniej i lekko cwicze , a pózniej jem śnaidanko( to najważniejszy posiłek dnia i nie wyobrażam sobie wyjśc z domu na głodniaka ,a poza tym to trochę siara, jak cała lub prawie cała sala słyszy , jak ci w brzuchu burczy)
- jedyny minus życia studenckiego jest taki ,że jak zajecia kończą się pózno to zamiast lekkkiej kolacji jem odgrzewany obiad ,ale na szczęcie taka sytuacja ma miejsce 1-2 razy w tygodniu
Jeśli wytrwam w tym to spodziewam się do świąt uzyskac większe rezultaty, a przecież największym wyzwaniem jakie czeka mnie w najbliższych miesiącach to NIE PRZYTYC , a przecież wiadomo,że ta pora roku sprzyja temu ,więc nie dajmy się jej!!!!!!!!1