Wczoraj postanowiłam się przeprosić ze skakanką i hula hop. Doszłam do wniosku, że chyba sobie bez nich nie poradzę.
Z hula hop zaczęłam bardzo delikatnie - 5 minut, żeby się nie poharatać i tak będę co dzień minutę lub dwie dokładać.
Skakanka: 1000 podskoków w 13 minut. Nie jest to ani zadziwiający wynik, ani czas, ale mam zamiar co dzień (naturalnie kiedy nie mam dniówki) po 100 podskoków dokładać i zwiększać tempo. Zobaczymy.
No i wieczorem wyskoczyłam rowerkiem do pracy - 7 km. Do pracy mi jeszcze jakoś poszło, ale dziś rano, jak wracałam, myślałam, że się pochlastam, wiatr w oczy, podmuchy dość silne, się zmachałam i zasapałam. Ale... będzie lepiej.
Mam jeszcze godzinkę dla siebie, i zaiwaniam na powrót do pracy, mam jakieś poronione zebranie. Tak mi się nie chce, ale pocieszam się tym, że pojeżdżę jeszcze trochę na rowerze :) Pora zrzucić to sadło, bo niedługo stóp z za brzucha nie będę widzieć.