Dzisiaj rano 71,6 a przecież miesiąc temu było o 3 kg mniej.
Niewątpliwie podstawową przyczyną jest chwilowy (tzn mam nadzieję, że chwilowy brak aktywności fizycznej.
Nie powiem, przestraszyłam się brakiem odporności mojego organizmu, te niekończące się infekcje trwające od początku grudnia, antybiotyki, aż po obecna zapalenia oskrzeli. Mało tego, dwa dni po diagnozie o zapaleniu oskrzeli, jeszcze mi wywaliło mega opryszczkę na twarzy, co zdaniem lekarki świadczy o tym, że moja odporność jest mocna osłabiona. Nie miałam wyjścia, musiałam to porządnie wyleżeć (zresztą lekarka nie dała mi złudzeń, upierała się przy tygodniowym a nie krótszym L4).
No i w ten sposób leżę i wygrzewam kości pod kołderką. Chciałabym zamknąć ten okres chorobowy jak najszybciej. Pozwolę sobie nadmienić, że ja z tych niechorujących, lekarz internista widzi mnie raz na 2-3 lata, a antybiotyki to w przeciągu ostatnich 7 lat (nie licząc grudniowego i styczniowego) brałam 2 razy.
Skutkiem mojego uziemienia - oprócz wyższej wagi - jest również spadek nastroju i w ogóle energii życiowej.
Martwię się też tym, że pod koniec grudnia zapisałam się na poważną imprezę sportową i z każdym dniem bezczynności moje szanse na przygotowanie się maleją coraz bardziej. Nie mam pojęcia jak długo powinnam dać sobie na wstrzymanie z bieganiem, żeby sobie nie zaszkodzić.
Dziękuję serdecznie za życzenia zdrowia w komentarzach pod moim ostatnim wpisem!