Raniutko obudził mnie syn. Całą noc był niespokojny, non stop wisiał na cycu.
Zmobilizowałam się, żeby pobiegać chociaż mam dzisiaj zakwasy po wczorajszym treningu biegowego (było sporo ćwiczeń siłowych).
Powinnam już wydłużać trasę ale jakoś nie udaje mi się.
Z założenie robię ostatnie kółko blisko wejścia do klatki (mam to szczęście, że z klatki wychodzę wprost do parku) i zamiast zrobić jeszcze jedno skręcam do domu.
Chyba będę musiała zmodyfikować trasę.
Na wadze nie widzę praktycznie róznicy.
Tyle, że nie tyję.
Wyczytałam ostatnio, że dla zachowania sylwetki wystarczy 0,5 godz aktywności fizycznej dziennie.
Jednakże u osób mających sporą nadwagę i tendencję do pojawiającego się efektu jo-jo potrzeba 1 -1,5 godz. aktywności dziennie.
No dziękuję bardzo. Chyb a trzeba być rentierem i nie pracować, nie mieć obowiązków domowych.
Kurczę trudno zorganizować codziennie te 1,5 godz, zwłaszcza jak się ma małe dzieci.
No chyba że w weekend komasuje się czas na sporty.
No to tym optymistycznym akcentem kończę niniejszy wpis.
Muszę jeszcze wskoczyć dzisiaj na rower i popedałować 1godz. 10 min.
Bo dzisiejsze bieganie zajęło mi raptem niecałe 20 min.