NA wycieczkę nie pojechaliśmy, zbudził nas pochmurny poranek:( Dzień i tak spędziliśmy aktywnie, bo rano 1,5 godziny szaleliśmy na basenie, potem dzieciaki uczyły się jeździć w miasteczku ruchu drogowego (wygoniła nas ulewa), a na dobicie ja poszłam na trening a chłopaki na kulki :) Dziwię się, że dzieciaki jeszcze żyją i nie chcą iść spać.
Ale obiad był okropny, z braku czasu na mieście... ja sie nie nadaje na żywienie barowe.... mąż i dzieci zachwycone, a ja załamana.... te porcje ogromne, i niesmaczne ( choć nadal nie mam węchu)... wybitnie źle wydane pieniądze, chyba wolałabym Mc Donald dzisiaj, iż ten bar w którym wylądowaliśmy. Choć podobno tylko moje było niedobre, zawsze zamówię coś beznadziejnego... bo miało być pieczone nie smażone... a mięso było i tak tłuste i słone:/
kawa.z.mlekiem
19 sierpnia 2016, 11:05Dzieciaki są niezniszczalne ;) W zasadzie to potrzebują tylko chwili na regenerację i mogą zaczynać od początku ;) Miłego urlopowania :)