Cóż, po pięciu miesiącach konsultacji z endokrynologami, dostałam jednak leki na niedoczynność. Trochę to trwało, miałam nawet rezonans magnetyczny w kierunku uszkodzenia przysadki. Wszystko przez moje dziwne wyniki badań.
Otóż TSH mam w normie, FT3 też, bardzo obniżone FT4 i wysokie AntyTG. Wszyscy rozkładali ręce i kazali wracać co miesiąc z powtórzonymi badaniami.
Nie biorę leku długo, ale już widzę poprawę. Trzymam dietę, powoli zaczyna spadać. Oczywiście dochodzę do siebie po Świętach... Ale przestałam być strasznie śpiąca, jestem pogodniejsza, skończyły się stany depresyjne, a było już naprawdę ostro.
Zobaczymy co będzie dalej. Mam nadzieję (jak zawsze), że się nie poddam.
Zastanawiam się w ogóle nad dietą vitali i planem treningowym. Może sobie wykupić na miesiąc na próbę...
Teściowa wykupiła mi grupon do dietetyczki, ale to była pełna porażka. Nie wiem, co ta laska robi w tym zawodzie w ogóle.
W każdym razie. Ruszam z nowym zapałem i nastawieniem, że się uda!!!
wiola7706
6 stycznia 2015, 10:17Długo trwało postawienie diagnozy. Zdrówka dla Ciebie. Ja mam z kolei niedoczynność tarczycy
Grochszek
6 stycznia 2015, 09:10Współczuję Ci problemów z tarczycą :( Swego czasu też zastanawiałam się nad zakupem diety, ale wiem, że nie chciałoby mi się robić tych posiłków. A i też dochodzę do siebie po Świętach ;)