no tak pierwszy tydzień w pracy za mną. było spoko. tzn byłam trzy dni po 12 godzin a w przyszłym tygodniu idę na 2 dni.
myślałam sobie że dam rade jedzeniowo bo wiadomo że jem tylko to co sobie przygotuję wiec brałam pudełeczko owocków 2 kromki chleba z wędliną i ogórkiem lub pomidorkiem. jakieś żelki do podgryzania i kawe z mlekiem i cukrem w termosie. wiadomo pierwszy dzień zał nowości jeść się nie chciało ale następny dzień już gorzej a wczoraj przyjechałam do domu mama zrobiła placki myślę sobie zjem na szybko jednego placka przestanę być głodna a tu dramat po jednym placku był drugi potem trzeci kawałek drożdżówki syna i nie dojedzona kromka nutellą obmazana. po prostu jakaś masakra. a najgorsze że między dniami gdy nie idę do pracy są dni gdzie mam wolne i wtedy obiadki kawusie a to ktoś wpadnie z winkiem i tak myślałam że będzie reżim a jest swoboda jedzeniowo -obyczajowa:)
wmawiam sobie że to przez ten stres że tak to było w pierwszym tyg a w drugim to już zaciągnę tego paska i będzie git ale wiem że święta za pasem potem urodziny mojej mamy oj będzie ciężko!
a sukienka na komunię wisi i zaczynam się stresować jak to będzie! ubiorę czy nie?
zastanawiam się nad tymi batonami proteinowo witaminowymi czy jak bym brała taki do pracy i jadła powoli to ominęła bym przynajmniej jeden posiłek. przetestujemy zobaczymy:)
wiecie co w pracy najbardziej mi smakował. potarta marchewka z jabłkiem:) poczułam się jak w przedszkolu:) hihi
tak że od poniedziałku te 6 dni chcę popościć żeby w święta nie mieć wyrzutów sumienia.
a i jeszcze coś kochane kupcie sobie najnowszą książkę o bridget jones jest fantastyczna!!!
trzymajcie kciuki! papa
Thiny69
13 kwietnia 2014, 10:20Trzymam kciuki jak tylko się da i życzę powodzenia.:*