Nie widziałam się z nimi ponad półtora roku. Taka ulga, gdy zobaczy się kogoś kogo nie widziało się tak długo. Przyjechali na krótko: wczoraj - do sobotniej nocy...
We wtorek nie ćwiczyłam, bo do późna sprzątałam po pracy. Wczoraj również nie - z oczywistych względów: czas spędziłam z nimi. Dzisiaj ćwiczyłam (godzinna jazda na rowerze, gdy goście poszli do rodziny. Jeszcze nie wrócili....
Nie ważę się jeszcze, ale muszę odważyć się któregoś poranka. Mam wielkie obawy, że waga poszła w górę. Niby staram się nie jeść to, co zakazane... Nie będę panikować - zobaczę.
aluna235
19 lutego 2016, 14:01Jeśli ta wizyta sprawiła Ci radość i była miłym spędzeniem czasu to pięknie. Takie spotkania są ważne. Gorzej by było, gdyby odzwierciadlała sytuację z polskich przysłów, a dwa mi się nasuwają: Gość w dom wół zjedzony oraz Gość i ryba po trzech dniach śmierdzą. Chociaż może być też Gość w dom, Bóg w dom. :) :) :) Ślę uściski
KmwTw
18 lutego 2016, 20:51Wybaczone. Skoro się dawno nie widzieliście to można jeden dzień odpuścić :)