Czas smutku i zadumy jest też potrzebny. Człowiek ma szansę dostrzec to, co w nim drzemie, walczy i szlocha. Dobrze, gdy nie jest wówczas sam. Dobrze, gdy życie z całym wigorem trwa. Dobrze, że czas leczy rany (ale czy do końca?). Dobrze, że dalej można istnieć, obojętnie czy tam, czy tutaj ... Zresztą co człowiek może wiedzieć, gdy przeżył - tak jak ja - zaledwie pół wieku? Wiedza to tylko jedna wielka niewiadoma, zwątpienie, niepewność, przypuszczenie, błąd i .... taki jakiś dziwny wewnętrzny spokój. Niewiele wiem, a zarazem dużo wiem. No i co z tego, że wiem? No i co z tego, że nie wiem? To takie mało ważne, takie bez znaczenia. Ważne jest "być" obojętnie tu czy tam.
Jadłospisu nie notowałam. Jadłam niewiele, ale za to na co miałam ochotę (było dużo czerwieńców). Sprawdziłam na wadze: nie utyłam. Kupiłam baterie do wagi, ustawiłam aktualny wiek (ostatni w ustawieniach 44 lata) i waga pokazała, że aktualnie, przy swoim ciężarze, powinnam dziennie jeść 1790 kcal (dla 44-latki: 2150 kcal). Wnioskuję z tego, że powinnam jeść ok. 1300 kcal, by chudnąć 0,5 kg tygodniowo. Młodzi mają lepiej, mają szybszą przemianę materii i mogą pozwolić sobie na dużo więcej kalorii. Ja bym tyła, gdybym wcinała 2000 kcal, a taki 20-latek gubiłby kilogramy. Taka jest prawda.
brugmansja
7 listopada 2014, 00:12Jak to głosił antyczny filozof "wiem, że nic nie wiem". Taka już jest nasza egzystencja. A przemiana materii bardzo się obniża z wiekiem, i chyba niedługo już wegetować na 1000 kcal.
kronopio156
6 listopada 2014, 18:43Ot..taka kolej rzeczy...I każdy wiek ma swoje plusy...dodatnie:-)