To, co zgubiłam przed obroną wróciło bardzo szybko. Radość zajadałam słodyczami i niekontrolowanym, niesystematycznym jedzeniem. Po niecałych czterech tygodniach waga pokazała 90,2 (środa 30.07). Rozpoczęcie diety (kontrolowanej przez dietetyk) przez moją koleżankę zmobilizowała mnie do powrotu do zdrowego odżywiania, redukującego zbędne kilogramy.
Jem to, co zaleca jej D i co zalecała moja D - taka kombinacja własnego autorstwa. Nie jem zakazanych produktów, jem o stałych porach i nigdy nie do uczucia "opchania się", raczej delikatny niedosyt (gdy jestem głodna uzupełniam posiłek dozwolonymi warzywami, których nie trzeba kontrolować ilości). Po raz kolejny przekonałam się, że zanika apetyt na słodkie, gdy je się dużo warzyw - ja teraz pochłaniam duże ilości pomidorów (malinówki, które można jeść bez żadnych dodatków), sałatę z mojego ogródka (sporo - pełna garść, na pieczywo - zamiast smarowidła, ma w sobie tyle soku, że pieczywo nie jest suche), ogórki zielone i kiszone, marchewkę. W sumie pochłaniam z pewnością około kilograma dziennie warzyw. A owoców malutko, na drugie śniadanie: 1 jabłko albo 1 grejpfrut albo 1 brzoskwinię. Maliny, które zaczęły dojrzewać w moim ogrodzie - większość zamrożę w tym roku, bo dozwolona jest tylko 1 miseczka dziennie.
Od środy trzymam się diety i już są już efekty: dzisiaj rano waga pokazała 87,6 kg. Trudno mi ocenić jak będzie jutro, bo zaczynam @. Teraz zważę się dopiero w środę, bo wynik teraz z pewnością będzie.
Cieszę się, że wróciłam. Długo ociągałam się z tym powrotem, ale już jestem na dobrej drodze.