No to dziś był oficjalny dzień ważenia i spadło zaledwie 200 gram, chociaż deficyt kaloryczny z całego tygodnia wyniósł 4800 kcal.
Obecna waga 67,4 kg.
No to czemu nie spadło? Jestem pewna, że spadnie jutro, znam swój organizm i zwykle waga po dużym wysiłku fizycznym skacze mi do góry - przyjęta woda, a spada finalnie dopiero dwa dni po tym skoku. Tym razem byłam w górach w niedzielę, więc większy spadek powinien być jutro.
W każdym razie moje ciało wygląda lepiej, ubrania przestają opinać, brzuch odstaje mniej (nigdy go nie lubiłam, zawsze wyglądał jak kisiel, nawet jak ważyłam 10 kg mniej) i ogólnie chodzenie po górach sprawia mi co raz mniej trudności.
Na drugi dzień zdycham, ale wchodząc pod górę już nie przeklinam.
Zapasy kiełbasy zostały zabezpieczone. Od soboty jestem na nieco innym jadłospisie niż Makarowska, bo miałam ochotę na inne smaki, ale wciąż inspiracja jest.
Tak więc wczoraj upiekłam rybę, która okazała się być Doradą, a nie Okoniem hehehe.
JADŁOSPIS:
1. Śniadanie: Owsianka na mleku / żurawina suszona / orzechy nerkowca / nektarynka
2. II śniadanie: świeży sok z pomarańczy z natką pietruszki
3. Lunch: Pomidorowy kapuśniak ze świeżej kapusty z boczkami i kiełbasą, i koperkiem.
4. Kolacja: Dorada pieczona (z rozmarynem i czosnkiem) / Brokuł / Cukinia / Masło
+ kawy z mlekiem
Total :
x kcal / x g białka / x g tłuszczy / x g węglowodanów
mmmarlady
13 sierpnia 2019, 13:45Ja mam tak samo, a gdy mam zakwasy strasznie puchne. I też zawsze skrupulatnie liczyłam deficyt ale waga często miała moje obliczenia gdzieś :/
Magdzior1985
14 sierpnia 2019, 09:06No niestety matka natura to straszna jedza.