Długo się zastanawiałam jak zatytułować ten wpis.
Nie napiszę, że miniony tydzień to porażka, chociaż słodycze wcinałam na potęgę, a w zasadzie to słodycze od wtorku były na 2 śniadanie, podwieczorek i kolację a wszystko przez moje konferencje.
1. Koledzy z zagranicy w ramach integracji przywieźli lokalne łakocie. Które następnie otaczały mnie z lewa i z prawa, i z dołu, i z góry, zostały rozstawione na moim stoliczku recepcyjnym, przy którym pracowałam w związku z czym lekko się po nie sięgało. Cukierki i ciastka z Francji, Hiszpanii, Rosji, ciastka z Libanu -- cudeńko i wiele, wiele innych, ale ciastka z Libanu były naprawdę dobre.
2. Słodkości z hotelu, w hotelach takiej klasy słodycze są zawsze niesamowicie smaczne, mini krem brulee, mini tiramisu, mini panna cotta, wszystko mini, ale wszystkiego po trochu no i się uzbiera. Do tego ciastka francuskie.
3. Kolacja pożegnalna, w najlepszej w mieście restauracji, porcje jak dla kota, ale zjedzone między 19:30, a 21.
Nie będę sobie wypominać, bo konferencje mam 3 razy w roku, no i byłam na nie przygotowana psychicznie... został jeszcze tydzień, tylko tydzień... menu podobne, więc chyba nie będę miała ochoty wszystkiego próbować.
Wczoraj mimo, że była sobota, to jednak miałam świnkę. Doszłam do wniosku, że do świnki przyczyniają się właśnie słodycze. Zjadłam ich za dużo, więc musiałam złamać smak w buzi, więc chciało mi się słonego, a po słonym znowu słodkie... no i tak w kółko.
Dziś postanowiłam być grzeczna, bo w końcu od jutra znów konferencja, znów hotel, znów słodkości...
Na obiad zrobiłam polędwiczki ze śliwką z makaronem tagliatelle (pełnoziarnistym) w śmietankowo - koperkowym sosie z Kwestii Smaku . Nie są zbyt dietetyczne, tzn. ja trzymałam się przepisu, więc zjadłam mniejszą porcję, która z makaronem miała 620 kcal. Przepis i zdjęcia znajdziecie na Vitalii, jak tylko zaakceptują mi przepis.
A zdjęcie przedstawiam poniżej:
Ale ćwiczyłam tyle ile mogłam.
W poniedziałek: spinning
Środa: TBC + fat burning (taa z drugiej godziny wyszłam po 30 minutach bo źle się czułam po tych słodyczach)
Niedziela: ABT + TBC
Może ćwiczenia złagodzą efekty dzikiego objadania się.
Nie napiszę, że miniony tydzień to porażka, chociaż słodycze wcinałam na potęgę, a w zasadzie to słodycze od wtorku były na 2 śniadanie, podwieczorek i kolację a wszystko przez moje konferencje.
1. Koledzy z zagranicy w ramach integracji przywieźli lokalne łakocie. Które następnie otaczały mnie z lewa i z prawa, i z dołu, i z góry, zostały rozstawione na moim stoliczku recepcyjnym, przy którym pracowałam w związku z czym lekko się po nie sięgało. Cukierki i ciastka z Francji, Hiszpanii, Rosji, ciastka z Libanu -- cudeńko i wiele, wiele innych, ale ciastka z Libanu były naprawdę dobre.
2. Słodkości z hotelu, w hotelach takiej klasy słodycze są zawsze niesamowicie smaczne, mini krem brulee, mini tiramisu, mini panna cotta, wszystko mini, ale wszystkiego po trochu no i się uzbiera. Do tego ciastka francuskie.
3. Kolacja pożegnalna, w najlepszej w mieście restauracji, porcje jak dla kota, ale zjedzone między 19:30, a 21.
Nie będę sobie wypominać, bo konferencje mam 3 razy w roku, no i byłam na nie przygotowana psychicznie... został jeszcze tydzień, tylko tydzień... menu podobne, więc chyba nie będę miała ochoty wszystkiego próbować.
Wczoraj mimo, że była sobota, to jednak miałam świnkę. Doszłam do wniosku, że do świnki przyczyniają się właśnie słodycze. Zjadłam ich za dużo, więc musiałam złamać smak w buzi, więc chciało mi się słonego, a po słonym znowu słodkie... no i tak w kółko.
Dziś postanowiłam być grzeczna, bo w końcu od jutra znów konferencja, znów hotel, znów słodkości...
Na obiad zrobiłam polędwiczki ze śliwką z makaronem tagliatelle (pełnoziarnistym) w śmietankowo - koperkowym sosie z Kwestii Smaku . Nie są zbyt dietetyczne, tzn. ja trzymałam się przepisu, więc zjadłam mniejszą porcję, która z makaronem miała 620 kcal. Przepis i zdjęcia znajdziecie na Vitalii, jak tylko zaakceptują mi przepis.
A zdjęcie przedstawiam poniżej:
Ale ćwiczyłam tyle ile mogłam.
W poniedziałek: spinning
Środa: TBC + fat burning (taa z drugiej godziny wyszłam po 30 minutach bo źle się czułam po tych słodyczach)
Niedziela: ABT + TBC
Może ćwiczenia złagodzą efekty dzikiego objadania się.
JulkaT
23 października 2012, 19:42Mmm... wygląda bardzo apetycznie:-) Pozdrawiam serdecznie...
malamarta
23 października 2012, 09:36Rozumiem...tez bym nie wytrwała...No i właściwie pewnie nie wytrwam..Od jutra będę wystawiona na takie same pokusy... ćwiczysz dużo, więc nie powinno zaszkodzić małe obżarstwo
cambiolavita
21 października 2012, 20:25Wcale sie nie dziwie, ze zjadlas te wszystkie dobroci! A te kremy brulee i inne desery z dobrych hotelow dobrze znam, wiec wiem, ze trudno sobie tego omowic...
WildBlackberry
21 października 2012, 19:01trudno sie oprzec lakociom zza granicy! dla mnie sa to rarytasy, ktorych musze chociaz skosztowac