Kilka słów na temat ćwiczeń.
Generalnie zawsze byłam osobą ruchliwą chociaż w umiarkowanym stopniu, przez kilka lat na studiach jeździłam na uczelnię na rowerze co pozwalało mi zachować w miarę przyzwoitą sylwetkę. Bywały sezony, że bilet miesięczny kupowałam tylko przez 3 miesiące w roku (grudzień - luty).
Jednakże, kiedy poszłam zaczęło się to całe zło. Cały dzień przed kompem i mimo, że nadal jeździłam na rowerze to jednak ciało zaczęło się buntować i nie mam tu na myśli jakiegoś tam tycia.
2,5 roku temu miałam pierwszy postrzał kręgosłupa. Brzmi groźnie co nie? Pewnego dnia obudziłam się i nie bardzo byłam w stanie się ruszać, ból w klatce piersiowej, niemożność uniesienia rąk, niemożność obrócenia głowy, no do przyjemności to nie należało. Obecnie eks-szefowa kazała mi pójść do lekarza, no to poszłam. Lekarz skierował na rezonans. Co się okazało? Uwypuklina i przepuklina między kręgami szyjnymi, po prostu BOSKO! Lekarz stwierdził, że czeka mnie długotrwała rehabilitacja. Na swoją pierwszą rehabilitację musiałam jednak poczekać - kolejeczki! Naświetlania, prądy, lasery... niby pomogło, ale tak jakoś mi się nie uśmiechało, żeby co 4 miesiące robić sobie 2 tygodnie rehabilitacji, oczywiście w godzinach pracy. Ale postrzały miałam nadal i to całkiem często.
Po mniej więcej roku od pierwszego postrzału zaczęłam chodzić na basen. Skonsultowałam się z lekarzem czy mogę i czy w ogóle mogę np. biegać, pozwolił. Plecy mnie ciągle bolały, a od pleców bolała mnie głowa i czułam się notorycznie zmęczona. Po powrocie z pracy nic mi się nie chciało. Po kilku tygodniach basenowania ból ustąpił. Tak więc chodziłam nadal przez kolejny rok, regularnie, czasem nawet codziennie, czułam się rewelacyjnie.
W marcu tego roku zaczęłam chodzić na fitness, najpierw jedna godzina w tygodniu ABT. Ćwiczenia głównie wzmacniające na brzuch, uda, pośladki. Spodobało mi się. I stopniowo zwiększałam liczbę godzin, znalazłam kilka fajnych klubów, mam swoich ulubionych instruktorów. Początkowo bałam się, że ćwiczenia mogą spowodować postrzał, zwłaszcza takie z ciężarkami. Nie mogę nosić ciężarów, bo jak nosiłam, na drugi dzień za to gorzko płaciłam. Ale postrzału jak nie było, tak nie ma, nie pamiętam kiedy był ostatnio. I to jest takie piękne. Ćwicząc bardzo wzmocniłam swoje mięśnie, także na plecach, odcinek lędźwiowy i szyjny, a jeszcze w październiku zeszłego roku lędźwie nieźle dawały mi w kość. Myślę, że w odcinku lędźwiowym też mam jakąś uwypuklinę, ale wzmocniłam ciało i jest bosko. Rzadko mnie boli, kiedyś notorycznie cierpiałam na klasterowe bóle głowy, teraz głowa mnie prawie nie boli.
Na zajęcia chodzę 4-5 razy w tygodniu 6-8h. Uczęszczamm.in.:
ABT
TBC
FAT-Burning na podłodze
STEP
Fitball
Step & Shape
Jestem zbyt leniwa by ćwiczyć w domu, zajęcia zorganizowane perfekcyjnie motywują mnie do pracy nad sobą. Tym bardziej, że to trochę obciach nie ćwiczyć kiedy wszyscy ćwiczą, no i jeszcze jedno. Motywuje mnie również fakt, że ćwiczę co raz lepiej, że zapamiętuję układy i daję radę, na początku nie było zbyt wesoło, ale teraz po 1h ćwiczeń zwykle czuję niedosyt.
Fitball bardzo relaksuje moje plecy, ale w gruncie rzeczy to uważam, że jedyne co im szkodzi to moja siedząca praca.
Dlatego dziewczyny ćwiczmy, ćwiczmy intensywnie i przekraczajmy granice naszych możliwości, bo tylko możemy wygrać :)
A dziś na obiad może nie najbardziej dietetyczne danie, ale mam zamiar kierować się zdrowym rozsądkiem podczas jego spożywania:
Kurki w sosie śmietanowym z kurczakiem i makaronem
Łojej, ale mi to długie wyszło
PS. Chcialam jeszcze dodać, że uważam, iż zarówno ważne jest wzmacnianie jak i wysiłek, który ma na celu spalenie tłuszczu, wiec wzmacniajmy i spalajmy jednocześnie.
Generalnie zawsze byłam osobą ruchliwą chociaż w umiarkowanym stopniu, przez kilka lat na studiach jeździłam na uczelnię na rowerze co pozwalało mi zachować w miarę przyzwoitą sylwetkę. Bywały sezony, że bilet miesięczny kupowałam tylko przez 3 miesiące w roku (grudzień - luty).
Jednakże, kiedy poszłam zaczęło się to całe zło. Cały dzień przed kompem i mimo, że nadal jeździłam na rowerze to jednak ciało zaczęło się buntować i nie mam tu na myśli jakiegoś tam tycia.
2,5 roku temu miałam pierwszy postrzał kręgosłupa. Brzmi groźnie co nie? Pewnego dnia obudziłam się i nie bardzo byłam w stanie się ruszać, ból w klatce piersiowej, niemożność uniesienia rąk, niemożność obrócenia głowy, no do przyjemności to nie należało. Obecnie eks-szefowa kazała mi pójść do lekarza, no to poszłam. Lekarz skierował na rezonans. Co się okazało? Uwypuklina i przepuklina między kręgami szyjnymi, po prostu BOSKO! Lekarz stwierdził, że czeka mnie długotrwała rehabilitacja. Na swoją pierwszą rehabilitację musiałam jednak poczekać - kolejeczki! Naświetlania, prądy, lasery... niby pomogło, ale tak jakoś mi się nie uśmiechało, żeby co 4 miesiące robić sobie 2 tygodnie rehabilitacji, oczywiście w godzinach pracy. Ale postrzały miałam nadal i to całkiem często.
Po mniej więcej roku od pierwszego postrzału zaczęłam chodzić na basen. Skonsultowałam się z lekarzem czy mogę i czy w ogóle mogę np. biegać, pozwolił. Plecy mnie ciągle bolały, a od pleców bolała mnie głowa i czułam się notorycznie zmęczona. Po powrocie z pracy nic mi się nie chciało. Po kilku tygodniach basenowania ból ustąpił. Tak więc chodziłam nadal przez kolejny rok, regularnie, czasem nawet codziennie, czułam się rewelacyjnie.
W marcu tego roku zaczęłam chodzić na fitness, najpierw jedna godzina w tygodniu ABT. Ćwiczenia głównie wzmacniające na brzuch, uda, pośladki. Spodobało mi się. I stopniowo zwiększałam liczbę godzin, znalazłam kilka fajnych klubów, mam swoich ulubionych instruktorów. Początkowo bałam się, że ćwiczenia mogą spowodować postrzał, zwłaszcza takie z ciężarkami. Nie mogę nosić ciężarów, bo jak nosiłam, na drugi dzień za to gorzko płaciłam. Ale postrzału jak nie było, tak nie ma, nie pamiętam kiedy był ostatnio. I to jest takie piękne. Ćwicząc bardzo wzmocniłam swoje mięśnie, także na plecach, odcinek lędźwiowy i szyjny, a jeszcze w październiku zeszłego roku lędźwie nieźle dawały mi w kość. Myślę, że w odcinku lędźwiowym też mam jakąś uwypuklinę, ale wzmocniłam ciało i jest bosko. Rzadko mnie boli, kiedyś notorycznie cierpiałam na klasterowe bóle głowy, teraz głowa mnie prawie nie boli.
Na zajęcia chodzę 4-5 razy w tygodniu 6-8h. Uczęszczamm.in.:
ABT
TBC
FAT-Burning na podłodze
STEP
Fitball
Step & Shape
Jestem zbyt leniwa by ćwiczyć w domu, zajęcia zorganizowane perfekcyjnie motywują mnie do pracy nad sobą. Tym bardziej, że to trochę obciach nie ćwiczyć kiedy wszyscy ćwiczą, no i jeszcze jedno. Motywuje mnie również fakt, że ćwiczę co raz lepiej, że zapamiętuję układy i daję radę, na początku nie było zbyt wesoło, ale teraz po 1h ćwiczeń zwykle czuję niedosyt.
Fitball bardzo relaksuje moje plecy, ale w gruncie rzeczy to uważam, że jedyne co im szkodzi to moja siedząca praca.
Dlatego dziewczyny ćwiczmy, ćwiczmy intensywnie i przekraczajmy granice naszych możliwości, bo tylko możemy wygrać :)
A dziś na obiad może nie najbardziej dietetyczne danie, ale mam zamiar kierować się zdrowym rozsądkiem podczas jego spożywania:
Kurki w sosie śmietanowym z kurczakiem i makaronem
Łojej, ale mi to długie wyszło
PS. Chcialam jeszcze dodać, że uważam, iż zarówno ważne jest wzmacnianie jak i wysiłek, który ma na celu spalenie tłuszczu, wiec wzmacniajmy i spalajmy jednocześnie.
wikieliwero
27 sierpnia 2012, 13:25wiesz co masz rację :) Sama miałam problemy z kręgosłupem i ćwiczenia pomagają wygrać z bólem i odreagowaniem wszystkiego.
Paulina.M28
26 sierpnia 2012, 18:12mi też sport pomógł w pozbyciu się bólu...podpisuje się pod twoim wpisem obiema rączkami...:)
yaschy
26 sierpnia 2012, 15:03ja najlepiej lubię step:) ale ostatnio tylko rower stacjonarny ale za to 1 h dziennie - po ćwiczeniach uwalniają się endorfiny czyli hormony szczęścia i ja tak właśnie się czuję jak sobie poćwiczę - jestem szczęśliwa