...drugą noc z rzędu spała niespokojnie. Idę z nią dzisiaj do lekarza, bo gile ma w wersji mega, zieloniutkie i gęste, aż żal patrzeć. Sam katar byśmy jakoś bez doktora przeżyły (chociaż dla mnie osobiście katar to najcięższa z przeziębieniowych przypadłości), ale zaczyna mi dziecko pokasływać (chociaż mam wrażenie, że to od kataru), porzygała mi się wczoraj elegancko na sposób chlustający a i głowę dzisiaj rano ciepławą miała. No i załatwić się nie może, biedulinka - gdybym ja takie kamloty z siebie wyciskała, to też bym się darła. Wolę raz za dużo pójść do lekarza, niż raz za mało - ju noł.
Tak więc druga noc "wesoła" - wczoraj ja latałam z Myszą w objęciach (kręgosłup muszę wyjąć z siebie, naoliwić, poprzykręcać śrubki i włożyć z powrotem), dzisiaj biegał Maciek a ja tuliłam. Chory dzieciak wygląda niemal tak biednie, jak chory kot :(
A tak a propos kotków - Antoś się w końcu odważył i wylazł z domu. Na mięciutkich łapach, z brzuchem przy ziemi - ale wylazł. I łaził za szczęśliwym, szperającym w chaszczach Mietkiem :) Ale jak Riko (a może Rico? pies sąsiadów) podszedł do płota (płotu?), to Antoś w takich podskokach spiżał, że śmiałam się z własnego kota! Dzisiaj chyba ich nie będę wypuszczać, bo pada. Chociaż w sumie? Jak będą chciały moknąć - ich sprawa :)
A tak a propos deszczu - nie wiem, jak ja na tę moją wieś z powrotem dojadę. Do pracy jechałam i modliłam się, żeby się nie zakopać. Auto mam uwalone na maksa :) A z powrotem, jeżeli dalej będzie padać - to chyba zostawię auto przy drodze asfaltowej i będę lecieć na piechotę, ajejej... Albo spróbuję wjechać z drugiej strony, nieco naokoło.
Dobra Kochani - zmykam do papierków. Chyba już mi tak zostanie, że pisać będę chyłkiem w robocie. Trochę wstyd...
Buziaki śródtygodniowe :)
Tak więc druga noc "wesoła" - wczoraj ja latałam z Myszą w objęciach (kręgosłup muszę wyjąć z siebie, naoliwić, poprzykręcać śrubki i włożyć z powrotem), dzisiaj biegał Maciek a ja tuliłam. Chory dzieciak wygląda niemal tak biednie, jak chory kot :(
A tak a propos kotków - Antoś się w końcu odważył i wylazł z domu. Na mięciutkich łapach, z brzuchem przy ziemi - ale wylazł. I łaził za szczęśliwym, szperającym w chaszczach Mietkiem :) Ale jak Riko (a może Rico? pies sąsiadów) podszedł do płota (płotu?), to Antoś w takich podskokach spiżał, że śmiałam się z własnego kota! Dzisiaj chyba ich nie będę wypuszczać, bo pada. Chociaż w sumie? Jak będą chciały moknąć - ich sprawa :)
A tak a propos deszczu - nie wiem, jak ja na tę moją wieś z powrotem dojadę. Do pracy jechałam i modliłam się, żeby się nie zakopać. Auto mam uwalone na maksa :) A z powrotem, jeżeli dalej będzie padać - to chyba zostawię auto przy drodze asfaltowej i będę lecieć na piechotę, ajejej... Albo spróbuję wjechać z drugiej strony, nieco naokoło.
Dobra Kochani - zmykam do papierków. Chyba już mi tak zostanie, że pisać będę chyłkiem w robocie. Trochę wstyd...
Buziaki śródtygodniowe :)
TazWarkoczem
4 czerwca 2009, 23:28czy to Ty dzis robilas zakupy w TEsco na Dąbrowie okolo 19.30??? Bo to albo bylas Ty albo ktos podobny - buziak dla chorutkiej królewny
SzukajacaSamejSiebie
4 czerwca 2009, 13:33czesc kochana:)! mase zdrowia dla panny zosienki zycze:)! zeby nam sie maluszek nie rozchorowal:)! a i tobie milego tygodnia:)*! trzymaj sie cieplutko:)!
ina20
4 czerwca 2009, 09:56tak z dzieciaczkami nie należy ryzykować.przy tak małych osóbkach ryzykujemy wiele u nich mały katar nagle zamienia się w grypę ;/ życzę ci aby już się uspokoiła, bo wiem jak męczą nieprzespane nocki. ja już tymczasowo mam je za sobą chyba, że Wikusia jest chora.Buziaki