...żebym tak jeszcze umiała się do tego przyznać. No dobra, przyznałam się, ale to jednak nie o to chodzi, bo dalej mi źle. Czyli co? Pogrzebałam w sobie i odkryłam. Chodzi o to, że skończyłam dietę i nie zaakceptowałam tego - stąd poczucie porażki i niespełnienia. Rozum kiwa głową "tak tak, czas skończyć odchudzanie" a emocje pukają się w czoło "chyba cię pogięło? poddałaś się? przegrałaś...". Założyłam sobie debilny cel 53 kg (tudzież mniej, durna ja), co jest nieosiągalne. No dobra - osiągalne, ale jakim kosztem? Mój "naturalny stan" to 56-57 kg i tyle mniej-więcej mam. No dobra, mam więcej (ale niewiele więcej), na własne życzenie. Nikt mi Lindorów i ptasiego mleczka o 1 w nocy do gęby na siłę nie pcha... Poza tym odchudzanie to temat zastępczy - ja to wiem, Wy to wiecie, moja Lena też to wie. Chodzę na terapię niemal rok. Niby się poprawiło, ale widzę, ile jeszcze pracy przede mną. Jaka jestem niestabilna i rozchwiana. Jak bardzo siebie nie akceptuję i - co tu dużo mówić - nie lubię. Że waga to tylko liczby? Przecież wiem, że waga to nie wszystko - najzwyczajniej w świecie nie podoba mi się to, co widzę w lustrze. I na zdjęciach. I gdy spojrzę na siebie bez lustra. Pojedziemy na wakacje i zamiast się cieszyć, to myślę o tym ze strachem - plaża, basen, jak się rozebrać? I tak, wiem - wiele kobiet by chciało mieć wagę 58 kg a ja lamentuję. No lamentuję, bo mi źle. Udawać, szczęśliwości nie zamierzam, sztucznie wyjdzie. Nic nie pisać? Niby można, ale frustracja wylezie, jak nie w pisaniu, to w migrenie (tudzież napażającym kręgosłupie...). Wiem, że mogę zrobić przykrość innym (którzy dążą do "piątki z przodu"), ale nie to jest moim celem. I nie jest również moim celem, żeby czytać w komentarzach "wyglądasz gut". Nie, moim celem jest napisać co mi tam we łbie siedzi, przeczytać, może dostrzec, gdzie tkwi błąd i może w końcu osiągnąć stan akceptacji... Zawsze mnie to zastanawiało - laski, które są pulchne mogą ogłosić światu "źle się czuję ze swoją wagą". Babki obiektywnie szczupłe już nie, bo dostają po łbie "zobacz na mnie, Ty nie masz co narzekać, jesteś głupia, że tak myślisz". Leci ocena, która... boli! To tak jakbym nie miała prawa do (niskiej) oceny samej siebie - każdy ma swój poziom samoakceptacji, ja mam właśnie taki. Przecież nie piszę, że jestem gruba, nie. Ja nawet tak nie myślę :) Piszę, że źle się czuję we własnym ciele, że go nie akceptuję.
Qrka, znów wałkuję ten sam temat, już mi się samej siebie nie chce słuchać/czytać.
ME mi dokopały bardziej, niż się spodziewałam. Nie, nie jestem kibicem - i właśnie dlatego mi doskwierają. Temat długi - i chyba jest (bez?)pośrednią przyczyną mojego obecnego stanu ducha i emocji.
Brakuje mi pisaniny tutaj a jednocześnie nie mogę się zwlec. Z jakiś przyczyn nie piszę, chociaż mi to bardzo pomaga. Boję się oceny innych? Na pewno. Boję się, że jak napiszę, to zobaczę, jak śmieszne są moje dylematy i problemy? Też. Czy może boję się, że jak napiszę, zobaczę, coś do mnie dotrze i sobie pomogę, to nagle zostanę bez problemu? Tak też może być...
Ulało mi się. Taki lajf.
to...ja
19 czerwca 2012, 05:52może ćwiczenia? nie dieta i chudnięcie, ale trzymanie wagi i kształtowanie ciała, tak jakbyś chciała. Może to by pomogło?
MagiaMagia
19 czerwca 2012, 00:05pisz pisz.... papier jest cierpliwy
pojedyncza
18 czerwca 2012, 22:17fajnie że grzebiesz w sobie choc boli. ja skończyłam grzebanie dwa lata temu. chcialabym kiedy s do kilku tematów wrócić. ja mam tak ze jak kilka osób przy wadze 52 kilo powie mi ze przytyłam czuję sie grubo.. jak tylko usłyszę ze schudłam to rano budze sie chuda. to dobrz że zauwazasz co ci pomaga ( pisanie) a ze przykładasz sie do tego i piszesz na temat to sie zabrac nie mozesz.... trzymam kciuki za ciebie. i jeszcze taka mała rada. nie rób zbyt długich przerw... cięzko wróccic. aaa celna koncówka: "martwie się że sobie pomogę i zostane bez problemu" . Ano zmainy łatwe nie sa, ale potem.... jest po prostu KOMFORTOWO
Nattina
18 czerwca 2012, 20:53pisz pisz, mysl, mysl, wałkuj wałkuj, coś z tego się dobrego urodzi, terapia pomaga, zobaczysz :)
marusia84
18 czerwca 2012, 18:43... a wylewać się możesz ile chcesz, bo to przecież Twój Pamietnik !!! Szczere pozdrowionka :-)
marusia84
18 czerwca 2012, 18:40Podzielam zdanie ilonki100, bo nasze życie w dużej mierze nie zależy od nas samych, tylko od TEGO na górze !! Trzeba nasze życie w jakimś sensie powierzyć JEMU we władanie !! Też niedawno doszłam do tego wniosku, próbując znaleźc sens siebie ( byłam na mszy uzdrawiającej )
anna.bukaczewska
18 czerwca 2012, 17:15Nie mozesz sie poddac , juz tyle przeszlas ... Walcz o siebie az wygrasz !
AMORKA.dorota
18 czerwca 2012, 16:40A JA MYSLAŁAM,ŻE TO TYLKO JA SPOSTRZEGAM TAK SIEBIE,A TU SIĘ OKAZUJE,ŻE WIELE Z NAS.NIEKIEDY SIĘ ZASTANAWIAM CZY JAK BĘDĘ MIAŁA TE WYMARZONA 5 Z PRZODU TO BEDĘ SZCZĘŚLIWSZA??WIEM,ŻE NIE,BO TAK NAPRAWDE TO SZCZĘŚLIWSZA BYC NIE MOGĘ...POZDRAWIAM.
Koncowa
18 czerwca 2012, 16:39znajdziesz to prawdziwe drugie dno, zobaczysz...
Weronika.1974
18 czerwca 2012, 16:29no nie jest dobrze, przynajmniej po tym wpisie tak sądzę, generalnie masz duży problem i trwa on zbyt długo, może powinnaś zwrócić sie po pomoc do specjalisty??? Pozdrawiam :)
ilonka100
18 czerwca 2012, 16:11za inteligentna jestes, za madra i twoj mozg za obszerny....do ksiedza do spowiedzi pojdz a nie do psycholozki...taka skrajna rade ci dam...no bo sama chyba sie musze wybrac bo to chyba wiary mi brakuje. Wiary w Boga, w Cos wyzszego i samej siebie. PS. Tylko mnie niech nikt nie biczuje za takie rady, pliss
kitty79
18 czerwca 2012, 15:51Jesteś jedyną osobą na vitalii, której pamiętnik przeczytałam od deski do deski, więc coś tam o Tobie wiem. Wiem też, że masz życie, o którym większość vitalijek może pomarzyć (tak, tak!). Wiem, że mimo to można być nieszczęśliwym. Też tak miałam - im lepiej wyglądałam, tym bardziej siebie nienawidziłam, im było mi lepiej emocjonalnie, finansowo, tym gorzej się czułam. Wyjścia są dwa: albo to przepracujesz, przetrawisz i zrozumiesz, albo życie złapie Cię swoimi wielkimi łapskami i rzuci o podłogę. Mnie spotkało to drugie, tragedia i problemy, które sprawiły, że przewartościowałam wszystko i wszystkich. Terapia krótka, długo liże się rany, ale skuteczna. Tobie życzę tej pierwszej opcji, bo jesteś na najlepszej drodze, żeby doprowadzić to do końca. Nie poddawaj się.
gudelowa
18 czerwca 2012, 15:08a i zapomniałam dodać - nie będzie ME :D
gudelowa
18 czerwca 2012, 15:08buziaki przesyłam i windę dla uszek podrzucam. pisz ile chcesz. ;) a w Grecji będzie słońce i pomidory :) i wielkie brzuchy pełne tych pomidorów i książki przy basenie i będzie fajnie ;) ja Tobie to obiecuję :)
KalinaS
18 czerwca 2012, 13:54magda nie są śmieszne Twoje problemy, nikt nie siedzi w Tobie i nie wie co masz pod kopułą...ja grałam jako nastolatka w reklamach mam podobno niesamowitą urodę i co?zawsze uważałm się za największą maszkarę były dni kiedy nie wychodziłam z domu bo wstydziłam się siebie... co zrobić? tak już mamy
gachew
18 czerwca 2012, 13:52każdemu sie czasem ulewa.. pisz, pisz i jeszcze raz pisz skoro to dla Ciebie lekarstwo. A praca, którą wykonujesz z Lenką na pewno zaowocuje. No Mała-cycki do góry!!! Nie poddawaj się!!
cosmo000
18 czerwca 2012, 13:37dziewczyny, oprócz spraw typowo "estetycznych" są jeszcze inne, dopiero z wiekiem sie widzi, że o wiele ważniejsze, ja Cie rozumiem
kilarka
18 czerwca 2012, 13:25Bo to jest takie dziwne, że jak jest kobieta taka jak Ty, szczupła, ładna, zgrabna - i ona mi tu pisze, że się nie akceptuje... to takie... niefajne. I równocześnie tak bardzo pokazujące, że nie jest ważne to jak wyglądamy, ale to co mamy we łbie. Czasem mam wrażenie, że ja akceptuję siebie dużo bardziej niż Ty siebie. Chociaż powierzchownie patrząc powinno być dokładnie odwrotnie. I mam ochotę stuknąć Cię w łepek "ty się weź kobieto opamiętaj, bo masz wszystko to o czym ja mogłabym tylko marzyć" :) rozumisz??? bo wyglądasz naprawdę dobrze - widziałam na fb, żeś znów faktycznie blondyna :) ale jak sama piszesz - sporo jeszcze wody przed Tobą upłynie zanim poukładasz to na tyle by po prostu czuć się ze sobą dobrze. Bo w życiu trzeba siebie lubić. To jest chyba podstawa do tego by czuć się dobrze. Ściskam Cię mocno - i nie ma to tamto, ja Ci zazdroszczę tej posiadanej przez Ciebie wagi :)
mirabilis1
18 czerwca 2012, 13:21taaaa, pewnie nie było także twoim zamiarem wywołanie ducha solidarności... A jednak.... Ważyłam 72 - czułam się źle, bujałam się z 64-65 - nic lepiej. Zobaczyłam piątkę z przodu i ją mam i mam - i nic lepiej. Obstawiam, że 4 na przedzie TEŻ nie załatwiłaby sprawy... Przeszczep głowy???? A może jednak Cię pocieszy, żeś nie sama? Zawsze to lepiej być w stadzie, choćby patologicznym:)))
livebox
18 czerwca 2012, 13:14A jak ci napisze, że to co piszesz jest taaaakie kobiece:) I taaaakie naturalne, i że ma to co druga kobieta niezależnie od cyferek na wadze. Pewnie powiesz: co mnie obchodzą inni,ale z drugiej strony może przestaniesz patrzeć na siebie jak na jakiegoś stwora z kompleksami, tylko jak na najnormalniejszą kobietę na świecie.