...czyli zdjęcie pt "Menu na panieńskim". Że niby zdrowo, niskokalorycznie, ładnie, bezalkoholowo i "wogle".
W rzeczywistości było zgoła inaczej :)
To nie było wszystko, Boziu broń :P Tak biednie stół wyglądał dopóki nie przyjechała jedna z naszych kuzynek, Marysia (z dwoma wielkimi garami pełnymi makaronu i sosu pieczarkowo-śmietanowo-serowego z kurczakiem) i dopóki nie wyłoniłam się z kuchni z paróweczkami zapiekanymi w cieście francuskim a Mała Marysia nie postawiła na stół tiramisu własnej roboty... W naszej rodzinie uczucia wyraża się poprzez góry jedzenia*** - zazwyczaj pysznego, tłustego, zapychającego. Zdjęcia "ostatecznego" nie posiadam. I dobrze.
Zabawa była przednia - bawiłyśmy się w domu, co niczemu nie przeszkadzało. Do dzisiaj chodzi mi po głowie discopolowa piosenka, którą przyszła panna młoda uparcie puszczała, żeby móc z rozrzewnieniem wspominać wspólne dyskoteki w blichowskiej Ambrze w 1998 roku i panieński Marysi (tej od makaronu, nie tiramisu) :P I tak jak nie gustuję w tego rodzaju muzyce, tak sentyment mnie szarpie i łza się w oku kręci. Poza górą żarcia, wspaniałym towarzystwem, specyficzną muzą był konkurs dla Kasi z wiedzy o przyszłym mężu (zdała... ;)), prezenty (duuuużoooo, m.in. koszulka z hasłem Wilqa ...) , wizażystka, która malowała nas wszystkie (uczulenie na ryjku mam do dzisiaj :P), rozmowy z nowopoznanymi i po prostu zajebiaszczymi dziewczynami i Spike. Spike, czyli pies Kasi i Michała - piękny, kochany, mądry, ułożony, zwariowany, smrodzący na potęgę labrador. Zakochałam się. Uczulenie mam do dzisiaj :D
(to nie jest Spike - zdjęcie znalazłam w sieci)
Dieta leży. Znaczy inaczej - stabilizacja leży, nie wiem nawet co mam w planie dnia. W głowie dalej burdel - w głowie dalej się odchudzam, bardzo kontroluję to co jem, by nagle pochłonąć kopiaty talerz makaronu z boczkiem i sosem serowym. Nie poukładałam sobie jeszcze. I długo nie poukładam, coś tak czuję. Dalej marzy mi się chudość w wersji de luxe.
Z terapeutycznej mańki - Lena mi uświadomiła, że w medycynie chińskiej (i w ogóle w kulturach wschodu) płaski brzuch jest... martwy. Okrągły brzuch to objaw życia - tam mieszczą się uczucia. Może to mi pomoże zaakceptować fakt, że jestem żywa. Po tym makaronie to nawet BARDZO żywa ;)
Więcej bym mogła pisać - mam o czym - ale dzieciary samopas latają i zaczynają już dopominać się o uwagę. Wojtas zaczął chodzić!!! Kolebie się, jak kaczuszka i bardzo dumny jest z faktu, że potrafi :):):)
Buziaki wtorkowe!
PS. Moje marzenie, które bardzo obrazowo przedstawione rozbawiło Lenę: mieć taki brzuch, żebym w dwuczęściowym kostiumie mogła siedzieć - nie tylko stać i leżeć ;)
PS. Zaszokowałyście mnie ilością komentarzy pod ostatnim postem. Tylko raz w życiu miałam więcej - gdy się Wojtasiński urodził. Bardzo Wam wszystkim dziękuję - nie wiem, czy dam radę podziękować osobiście...
______________________________________________________
***Tak patrząc, to jesteśmy kochającą się rodziną. Bardzo kochającą :) A poważnie - naprawdę lubię moje kuzynki, są po prostu fajne :)
hefalump83
25 kwietnia 2012, 20:22Pamietaj, że życie jest zbyt krótkie by ciagle się zamartwiac i katować. Trza tez popróbowac i pogrzeszczyc by miec się z czego potem "spowiadać" i za co "pokutować". Pozdrówki
kilarka
25 kwietnia 2012, 10:49Nie posiadam w pracy, więc nie łyknę :P
kate3377
25 kwietnia 2012, 08:50Oj tam, troszkę niezdrowego jedzonka było, ale reszta to same witaminki;))
zaga24
25 kwietnia 2012, 06:22Cierszę się, że impreka udana... A wiesz w mojej rodzinie podbnie ztymi uczuciami
marusia84
24 kwietnia 2012, 22:33Wojtuś to moje ulubione imię...ale niestety mój nie zgodził się na takie imię dla synka :(( Pozdrawiam i życie Ci tak kolorowego życia jak ten stół, w główce spokoju, a w domku szaleństwa dziecięcego !!!
Nattina
24 kwietnia 2012, 20:28ooo, to mój brzuch jest baaardzo zywy, samo zycie hehe. Ps. a jakie wrażenie zrobiła landrynkowo-pozytywna kreaaacja?
Weronika.1974
24 kwietnia 2012, 19:59panieński, o jak ja dawno nie byłam i raczej juz mi sie nie przydarzy taki wieczór ;))) to prawda brzuch musi nieco odstawać od reszty ciałka :)
Ebek79
24 kwietnia 2012, 19:30Kurcze aż musiałam posłuchać tej piosenki:) Nie znam! A takie wpadają w ucho zasłyszane gdzieś na wiejskich festynach. Nie gustuję, ale powygłupiać się i potańczyć można przy nich bardzo miło i wesoło:) Pyszności na tych zdjęciach. Kobieta powinna mieć lekko odstający brzuch!! Do tej pory też właśnie chciałam mieć taki żeby swobodnie siedzieć i to nie tylko w stroju kąpielowym, ale także w obcisłych bluzkach. Zawsze maskuję brzuch rękami:) Wyczytałam w ostatnim numerze super linii, że kobieta musi mieć brzuszek! Takie co siedzą w stroju kąpielowym są anorektyczkami, albo modelka mi z rozmiarem zero.
Saskia76
24 kwietnia 2012, 19:11tozto moj pies na tym zdjeciu jest! :)) i opis tez sie zgadza... Daj znac jak sobie chcesz poukladac w glowie podejscie do odzywiania sie, chetnie skorzystam z Twojej metody. U mnie podobnie- pilnuje sie bardzo do czasu, az nie puszczaja mi hamulce, ech... A, jeszcze jedno- nie widzialam jeszcze idealnego "brzucha w pozycji siedzacej", nawet u mojej super zgrabnej siostry, ani u kolezanki modelki. Co do modelek- to one wiedza jak zapozowac, by oszkac troche naturre, ot co. pozdrawiam,M
nora21
24 kwietnia 2012, 18:54pierwsza fotka bardzo mi się podoba :)
Trollik
24 kwietnia 2012, 18:52:-) trzymaj sie Magda kolorowo