No to zaczął się trzeci tydzień zmagań. Szaleństwa na wadze dziś nie było. Wypiłam piwo wieczorem. Może dlatego. Ale koncerty w plenerze były, wszyscy popijali. Usprawiedliwiłam sie tym, ze nałaziłam się okrutnie, bo to pól godziny od domu, a musiałam pokonać trasę dwa razy, więc w sumie żwawym krokiem chodziłam dwie godziny;) A wczoraj rano wykonałam rundę wokół pobliskiego jeziora na rowerze. Dziś mam zakwasy dupne że tak powiem Nie bolą mnie nogi, tylko dupsko, a niby siedzisko w rowerze jakiejś nowej generacji hehe
Mąż pocieszył, ze mały spadek wagi spowodowany jest tym, że rozrosły mi się mięśnie Trzymam się więc kurczowo tej wersji.
Dobry nastój trwa, trudno go nie mieć jak od dziś urlop. Pęczakowy obiad zjadłam właśnie. Pęczak to odkrycie ostatnich dni. Jak byłam dzieckiem, to pamiętam, że mój ojciec gotował go, jak jechał wędkować. Chyba kusił nim ryby. W życiu go nie gotowałam. A on naprawdę smaczny. I nieustannie wymieniam posiłki tak, by zrobić pęczakowe risotto na obiad.
Kiedyś pewnie poczuję znużenie, ale na tę chwilę pęczak to dobry duch walki z kilogramami!
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.