Witajcie :)
Przybyłam tu, ponieważ od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem zrzucenia nadprogramowego bagażu. W ciągu ostatniego półtora roku niestety przybyło mi ok. 7-8kg, zauważalnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy - ze względu na wyczerpującą sesję i operację wycięcia wyrostka robaczkowego (zakaz intensywnych ćwiczeń przez 4-6tyg.). Zresztą... nigdy nie byłam szczupła. Odkąd pamiętam utrzymuję lekką nadwagę i trudno mi z tym walczyć przez słomiany zapał. Teraz jednak wylądowałam na samym dnie. Waga pokazała na początku lipca 80kg. 80kg! Nigdy nie sądziłam, że będę tyle ważyć.
Kiedy wcześniej nie dostrzegałam może tej lekkiej nadwagi, niepostrzeżenie zmieniła się już w naprawdę widoczną - z okropnym cellulitem na całych udach, pośladkach i części łydek, z boczkami wylewającymi się z ubrań, wiszącymi "motylami na ramionach" i galaretowatym brzuchem. Z miesiąca na miesiąc czułam jak moje ciało traci jędrność, sprężystość i gładkość, zamienia się w pogórze karpackie z galarety.
Zawsze w chwilach słabości powtarzałam sobie - "nie musisz być najpiękniejsza, ważne, że będziesz mądra - ludzie będą cię szanować". Ale jakim autorytetem dla otyłego pacjenta będzie lekarz, mówiący mu, że musi schudnąć, kiedy sam ma nadwagę? No właśnie... Poza tym - przebieranie się na klinikach. Czasem zdarza się, że szpitalne szatnie studenckie to "juniseks" - czy na pewno chcę, żeby koledzy z grupy oglądali moje (wątpliwej jakości) "wdzięki"? No, nie do końca.
Najgorsze jest to, że od prawie dwóch lat jestem w szczęśliwym związku i ostatnio zaczęłam zwracać uwagę na to, jak bardzo zmieniłam się odkąd rozpoczęliśmy ten związek - nie tylko wizualnie, ale przede wszystkim mentalnie. Ubieram się w coraz bardziej workowate ubrania, peszę się, kiedy przebieram się przy lubym, rzadko bierzemy razem prysznic, przestałam przejmować inicjatywę w łóżku (szczególnie utkwił mi w pamięci moment, w którym chciałam zrobić chłopakowi niespodziankę walentynkową i "wystroiłam się" w pończochy i nową bieliznę - gdy ją włożyłam, aż się rozpłakałam - "dwa ogromne balerony ściśnięte sznurkiem" tylko ta myśl pulsowała mi w głowie, a tłuszcz wylewał się powyżej i poniżej gumek pończoch, majtki wciskały się w wielkie biodra, a pod stanikiem zbierały się fałdki tłuszczu; od tej pory zarzuciłam starania całkowicie...), mam poczucie winy, kiedy idziemy razem na pizzę czy lody, wiem, że nie powinnam... Wszystko nagle traci smak. Przestaję cieszyć się chwilą, czerpać radość z bliskości. Widzę, że nasz związek na tym cierpi.
Ledwo dopinam się w nowych dżinsach, rozmiar 42. To moje być albo nie być - w większości sklepów nie ma rozmiarów większych niż 42. Już teraz szerokim łukiem omijam kilka popularnych sieciówek, do przymierzalni nie biorę spodni, które nie mają masy stretchu, unikam niektórych krojów... Jeśli będę przybierać na wadze w takim tempie jak ostatnio, niedługo ubrań będę szukać w sklepach ze spadochronami.
Motywacja jest jeszcze większa - w przyszłym roku mój chłopak kończy studia, odbiera dyplom, zostaje lekarzem. Będzie bal. Będę chciała założyć piękną suknię. Sama mam połowinki. I drugi bal. Półmetek studiów. Przyszły rok będzie ważny. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, zamierzamy zamieszkać razem. Czy chcę wejść w nowy etap życia ze starym ciałem? Otóż nie.
Pozdrawiam Was wszystkie, walczmy dzielnie - nie dla kogoś, nie by na kimś zrobić wrażenie - walczmy dla siebie, po to by czuć się pewnie i pięknie we własnym ciele, by zachować na dłużej młodość i siłę, by chciało się chcieć :)