Wróciłam!!!
Nic nie grubsza – sprawdziłam!, zadowolona, wymęczona i z bolącymi nogami
Bieszczady bajecznie kolorowe!! Czerwone!!! Żółte!!! Pomarańczowe!!! Brązowe!!! Zielone!!! Cudne!!! Cała Połonina Wetlińska zdobyta i Wielka Rawka nasza! Muszę sprawdzić jak ma się wspinanie po górach do ilości traconych kalorii? Bo wysiłek nieporównywalnie większy niż nasze niewinne kijkowanie! Kurczę, serducho chciało wyskoczyć, mięśnie nóg protestowały jakby nigdy w życiu o żadnym ruchu nie słyszały i ogólnie kondycja do d…. Ale daliśmy radę!
Jedzenie było jakie było – i słodyczy skubnęłam i zupkę sztuczną w ramach obiadu wciągnęłam… Najgorszy był wczorajszy dzień powrotu – cały dzień w samochodzie. I na szybko zapiekanka z CPN-u. A jechaliśmy długo, bo zakręcaliśmy do zamków – Kraśnik i Łańcut – ślicznie. W Łańcucie jeszcze byliśmy na lodach Ale od 18.00 nic się nie odważyłam jeść
Dzisiaj z werwą i zapałem ciągnę mój wózek dalej!! Nawet w spodniach zapięłam pasek na dalszą dziurkę
Ale jutro – uwaga – imieninki mojej mamuśki Jadwini!! Już dziś popełnię jakiś placuszek dla niej a jutro go pewnie skonsumuję – sama trzymam kciuki, by był to ino jeden kawałeczek !!
fitness.poznan
14 października 2013, 12:12Takie wyjazdy są niesamowite :) uwielbiam spacery jesienią:) I gratuluję sukcesu z paskiem :)
Pokerusia
14 października 2013, 09:59super, że wypad się udał;-)