Dzisiaj podczas sprzątania w szafie natknęłam się na taką oto kieckę w kwiaty.
W czym tkwi haczyk? Ma ona rozmiar 38 i przez dwa lata była po prostu za mała. Skoro znów zaczęłam chudnąć, postanowiłam ją przymierzyć. I cud! Dopinam się! Łomatko! W 38! Aaa! Szał!
Samozadowolenie level miljon*.
Muszę tylko wymienić haftki ze srebrnych na czarne. A w ogóle najśmieszniejsze jest to, że siedzę obecnie w lekko opiętej bluzce marki Atmosphere, której metka nikczemnie głosi size 20 (48).
*pisownia zamierzona
Dziś cały dzień jem jakby po japońsku. Jajko na twardo, komosa ryżowa z zalewą jak do ryżu na sushi, ogórek z sezamem. Wiem, że to nic specjalnego, ale dziś jestem najleniwszą z buł. Wewnętrzny smakosz dopomina się o pizzę na cienkim spodzie.
Pozdrawiam.
angelisia69
11 lipca 2016, 16:49;-) napewno swietna informacja dla ciebie,ze miescisz sie w mniejsza sukienke ;-) jednak warto pracowac na siebie chociazby dla takich niespodzianek.Pozdrawiam