mój entuzjazm w stosunku do rowerka zdechł, gdyż Luby nastraszył mnie, że jak jest podana maksymalna nośność 100 kg, to 100 kg, a nie 103. niby wszystko jest w porządku, jak na niego wsiadam, ale czuję taki dziwny niepokój i mój mózg podsuwa mi durne katastroficzne wizje. od poniedziałku przejechałam łącznie tylko 3 km, za to uda bolą mnie tak, jakbym zaliczyła Tour de France. tak czy owak w końcu przyzwyczaję siebie i swój zadek do rowerka. jest bardzo cichy i można spokojnie oglądać telewizję.
menu:
brunch: buła owsiana z zepsutym serem i świeżym ogórkiem.
obiad: łazanki z kapustą i grzybami, szklanka żurku bez dodatków.
poko: surówka z marchewki i jabłka, magiczny glutek.
Optymistka58
21 marca 2013, 20:58Też to teraz przeżywam... cierpienia grubej rowerzystki :D Ale liczę,że się przekonam - na razie "jadę" oglądając serial,więc jakoś to leci ;] Pozdrawiam gorąco :)
nigraja
21 marca 2013, 14:25zmień lubego ;-) 3kg bez przesady jeździj ależ będziesz miała fajne nogi