Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pożegnanie z Walią; rewizje osobiste; jazda po
nie tej stronie, co trzeba...


Pożegnałem Walię. W LLandudno przesiedziałem 5 dni. W międzyczasie oczywiście zwiedzałem, łaziłem bez celu i trzymałem dietę.

Dzisiaj (a właściwie już wczoraj) wróciłem z Liverpoolu do Dublina. Tu też za długo nie zagoszczę, bo jutro o 18 czasu lokalnego mam powrót do Polszy. Potem tylko szybki senesik, dłuuuuuuuuuuuuugi sen i już w środę pochwalę się (albo kurde nie będzie się czym chwalić) jaka różnica wagowa powstała w trakcie urlopu. Z tego, co widzę, to ostatni wynik mam z 03.03.2011 w wysokości 108,6 kg. W sumie najpiękniejszym prezentem jaki mógłbym dostać to wynik <105kg ale to raczej abstrakcja, żebym w 13 czy 14 dni zrzucił prawie 4kg... Niestety abstrakcja... Choć sumarycznie licząc zrzucałem w Polsce średnio 0,2kg dziennie. Razy 14 dni, daje piękny rezultat 2,8kg. A pamiętać należy, że dużo łaziłem (ile? to napiszę w notce podsumowywującej cały urlop, bo jeszcze jutro może się to trochę zmienić :))


Zacząłem się już przyzwyczajać do rewizji osobistych. W ciągu ostatniego tygodnia miałem je dwie. Jutro może mi się zdarzyć trzecia. Obadamy. W sumie to nic miłego - facet obmacujący wszędzie gdzie popadnie... "tam" niestety też... No cóż, trzeba zagryźć zęby i wyobrazić sobie plażę albo inne czadowe miejsce.


W sumie spodobała mi się jazda nie po tej stronie, co trzeba. Na początku jeździłem jako pasażer, ale potem się tak wkręciłem, że usiadłem za kółkiem i popierniczałem jakbym miał motorek w tyłku. A że "drugi kierowca" był gratis przy naszym full-insurance to mogłem legalnie jeździć do woli :) Kurde, spodobało mi się. Minusem było tylko to, że auto miało skrzynię manualną, a ja "burżuj" przyzwyczaiłem się do automatu w moim nowiutkim (sic, kurde, ma już prawie 2 lata...) autku. Poza tym to to czym jeździliśmy to był straszny muł. Przyzwyczaiłem się do tego, że jak się wciska gaz, to auto rwie do przodu. A tu muł... terkocze tylko a jechać nie chce... No cóż, nie można mieć wszystkiego...


Dobra, śpiący trochę jestem, więc kończę na dziś. Jutro nie wiem, czy coś napiszę, bo w PL będę pewnie koło 22 czasu polskiego. Ale w środę na bank coś sklecę, lecz dopiero po tym, jak senes da radę :)

  • bozenka82

    bozenka82

    15 marca 2011, 07:08

    szybko zleciał ten urlop!?czekam na dalsze relacje po senesie ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.