Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzania skłonił mnie centymetr. Ale mój jest pewnie zepsuty, pokazuje za dużo :D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 835
Komentarzy: 6
Założony: 15 sierpnia 2014
Ostatni wpis: 14 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
lovet

kobieta, 32 lat, Bydgoszcz

159 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 września 2014 , Komentarze (3)

Powinnam się cieszyć. Ktoś z mojej okolicy powiedział dziś, że "O, schudłaś!". Przecież po to przeszłam na zdrowe odżywianie (i po żeby nie mieć problemów ze zdrowiem, które występowały u mnie po śmieciowym jedzeniu - może niezbyt były poważne, ale w przyszłości mogłoby być gorzej). 

Wracając do komentarza rzuconego dziś w moją stronę, wkurzył mnie, zirytował, wywołał reakcje zaprzeczającą, że "nic o tym nie wiem!". Dlaczego? Bo poranek był zły i nerwowy i przełożyło się u mnie to na resztę dnia?  Bo nie chcę ogłaszać światu, że się odchudzam, bo a nóż widelec wrócę do starych nawyków i wtedy usłyszę "o znowu przytyłaś!"? Bo nie wiem, czy dobiję do swojego celu, który jest tam gdzieś daleko? Bo myślałam, że wraz ze spadkiem wagi zmieni się coś w moim życiu? I może się zmieni, tylko cały czas muszę pamiętać, zmiana to proces długofalowy, który ma wynik pozytywny pod warunkiem, że ciężko na niego pracujesz. Moja koleżanka przez całe życie była przy kości, potem zmieniła się - nie na chwilę, na stałe, widziałam ją dziś (ale to nie od niej poleciał komentarz : )). Promienieje, ma faceta, dziecko, jest szczęśliwa. Jest też jedną z moich motywacji. Widzieć Wasze sukcesy w pamiętnikach to jedno, a widzieć szczęście w realu, to jeszcze bardziej daje kopa.Dlatego mimo kiepskiego nastroju, mimo poranka, nie właduję w siebie słodkości, które z pewnością poprawiłyby mi humor i spowodowały wyrzuty sumienia pod koniec dnia. Tylko wieczorem wskoczę na rower zgodnie z planem, a teraz, może się przejdę, pogoda sprzyja.

Zeszłam na boczny temat, właściwie nie wiem, dlaczego się wkurzyłam. Miałyście tak, że pozytywny komentarz na temat waszej wagi wkurzył zamiast uszczęśliwić? Jeżeli tak, może wy dacie mi odpowiedź - właściwie dlaczego???

1 września 2014 , Komentarze (1)

Byłam na weselu. Od strony towarzyskiej było fajnie (z jednym wyjątkiem, ale nie o tym tutaj). To był dla "egzamin" z tego, czy naprawdę potrafię powiedzieć "nie dla słodyczy!"... I zdałam. Zjadłam co prawda kawałek tortu i jeden kawałek ciasta, i tak wiem, że to bomba kaloryczna. I inne dania które były nie byłyzbyt dobre dla osoby zdrowo odżywiającej się. Jednak to jeden raz, nie zamierzam dać się zwariować i załamywać z tego powodu. Dlaczego więc piszę, że zdałam ten egzamin? Otóż, zjadłam, bo chciałam zjeść. Nie dlatego, że przede mną było mnóstwo słodkiego, a ja nie mogłam się powstrzymać jak to bywało w przeszłości. Gdybym była na tym weselu przed czerwcem tego roku, to bym zjadła z 6-7 takich kawałków ciasta + tort + lody, które oddałam komuś uszczęśliwiając go, że dostał jeszcze jedną porcję. Teraz to nie mój organizm decyduje, czy zjem batonika, ciasto czy coś innego czekoladowego, tylko robię to ja. Przez całe wesele wypiłam też mnóstwo wody z cytryną - najzdrowszą rzecz do picia jaką znalazłam. Chodź przed moim nosem stały same pyszności - gazowane, napoje, soki słodzone. Nie tknęłam tego. Po zjedzeniu ciasta powiedziało mi się nawet "kurde, sam cukier", ktoś odpowiedział, że "może i tak, ale jakie pyszne" :P Jeszcze w domu są słodycze z wesela, i nie, na mnie to nie działa. Zjadam owoce, które dostaliśmy ;) 

Zauważyłam, że mam ochotę się rzucić na słodkie, jak chodzę głodna po supermarkecie. Zawsze myślałam, że żeby na zakupy nie chodzić głodnym to taka zasada, która w praktyce się nie sprawdza. A jednak, człowiek nie sprawdzi w praktyce, a potem żyje w błędnym przekonaniu. A to już lepiej w płatki górskie/warzywa/owoce/twarogi zainwestować i stworzyć coś wartościowego i pysznego do jedzenia.

Tymczasem wracam do ćwiczeń, bo o ile ja i zdrowe jedzenie się polubiliśmy, o tyle ja i ćwiczenia się dopiero poznajemy - i wiążę nadzieje na przyjaźń :)

18 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Słodycze były ze mną odkąd pamiętam. W takiej ilości jakiej mi się podobało. I odkąd pamiętam byłam grubsza niż inne dzieci. Będąc nastolatką pojawił się w mojej głowie pomysł, że schudnę. Jednak to było zawsze "od jutra" (pomijając epizod diety 1000 kcal, na której wytrzymałam 5 dni - nigdy potem do niej nie wróciłam). Wracając do słodyczy, lata mijały, a ja twierdziłam, że nie mogę się rozstać z tym smakiem. Co więc się stało, że je rzuciłam? Wpływ miało kilka czynników, zacznijmy od początku:

1) Mieszkając w akademiku, pewnego dnia skończył się cukier. Ja używałam go do dużo - słodziłam po 2 łyżeczki do herbaty, chciałam kupić następne opakowanie z racji tego, że używałam go aż tyle. Ale moja współlokatorka stwierdziła, że kupi. Za każdym razem jak szła do sklepu, to o nim zapominała, a ja się też nie upominałam. Po prostu najpierw zaczęłam pić herbatę zwykłą gorzką. Ale długo nie wytrzymałam z takim smakiem herbaty, więc zaczęłam kupować do niej cytrynę. Stwierdziłam, że taki smak jest już dużo lepszy. (Słodziłam herbatę tylko jak jeździłam do domu, albo jak byłam u kogoś. Później się odzwyczaiłam zupełnie). I tak już zostało, cukru nie kupiła żadna z nas, a ja piłam już tylko herbatę z cytryną. Obecnie nie pije ani z cukrem, ani z cytryną, tylko żurawinową albo próbuję co jakiś czas jakichś nowych smaków. Takie herbaty bez cukru są dla mnie jak najbardziej ok : ) Poza tym, piję dużo wody, tyle ile nigdy wcześniej.

2) A jak udało mi się zapanować nad słodyczami? Pierwsze co zauważyłam to to, że jak kupuję słodycze, które mi bardziej smakują, to jem je w jeden dzień. Więc z początku zaczęłam zamieniać czekoladę mleczną jogurtową (moją ulubioną), na najtańszą czekoladę z Polo. Tą najtańszą czekoladę zjadałam już nie w dzień, ale w cały tydzień. I zamieniałam tak wszystko - uwielbiałam wafelki czekoladowe, nie przepadałam za śmietankowymi. Śmietankowe jadłam cały tydzień... Było to jednak małe zwycięstwo, bo jadłam słodycze w mniejszych ilościach... Miałam w głowie to, że muszę skończyć ze słodyczami całkowicie, ale nigdy nie było na to odpowiedniego momentu, aż pewnego dnia...

3)... pewnego dnia poszłam z koleżanką na koncert. Moja koleżanka jest bardzo ładna i szczupła. Moja koleżanka zabrała też naszą, drugą koleżankę - również bardzo ładną. Moje koleżanki jednak nie traktują muzyki tak jak ja, ale zarzekały się, że chcą ze mną iść. Około trzeciego numeru po ich minach widziałam, że się nudzą, ale same chciały. Wypatrzył nas nasz kolega. Podszedł i zaczął podrywać, to jedną, to drugą. Mnie nie. Poczułam zazdrość, nie o tego kolegę ani koleżanki, a w sensie takim, że pomyślałam "to mi się nigdy nie przydarzy, nigdy się nie zakocham z wzajemnością". Może absurdalne, ale ta myśl do mnie przyszła i nie chciała opuścić. Tak, wiem, nie ocenia się książki po okładce. Ale moje kilogramy, to moje kompleksy i dlatego jestem nieśmiała... Ale brakowało mi motywacji żeby to zmienić. Albo nie byłam gotowa. Nie wiem, musiałam dorosnąć. Na koncercie, dużo nie brakowało, żebym się załamała (pomijając to, że oni ciągle gadali, zagłuszając mi melodię i teksty, czego nie cierpię na koncertach). Po koncercie mówię, że wracam autobusem. Nasz kolega, że nie, jedziemy taksówką, on płaci. Zgodziłam się. Moje ponure myśli dobił pan taksówkarz, który stwierdził, że najgrubsza powinna siedzieć z przodu, a kolega z tyłu, na środku między dziewczynami. Wróciłam (moje koleżanki zostały z kolegą), poryczałam się i obiecałam sobie, że się za siebie wezmę. Nigdy więcej takiego komentarza pod moim adresem. Zmniejszałam ilości słodyczy z tygodnia na tydzień, aż doszłam do zera. Tak samo skończyłam z fast foodami, chipsami i innymi pysznościami. Chodząc po sklepach, czasem się złapię, że chcę je włożyć do koszyka. Ale po chwili, przypominam sobie dlaczego ich nie chce jeść i myślę jak się czułam po zjedzeniu dużej ilości na raz (ulubione ciastka i czekolada w jeden dzień? żaden problem). Nie mówię, że nigdy do nich nie wrócę, wszystko jest dla ludzi, ale nie w takich ilościach.

Teraz się uczę i poznaję, co ma puste kalorie, co ma ich dużo, a co mało. Jak właściwie stosować redukcję i jak liczyć makroskładniki... Kiedyś myślałam, że ze słodkim i wszystkim innym, co jest pyszne, trzeba zerwać z dnia na dzień. Teraz wiem, że wszystko wymaga czasu - to proces. To nie było to, że nie miałam silnej woli, ale organizm się przyzwyczaił, i trzeba było go oduczyć. I odkrywam na nowo, co lubię np. nigdy bym nie pomyślała, że lubię aż tak cynamon. Albo że omlety z cebulą i pomidorem są tak dobre :)

Tamten koncert może nie był najlepszy na jakim byłam, ale na pewno najpożyteczniejszym.

Jeżeli ktoś to przeczyta i znajdzie w tym choć odrobinę motywacji do działania, to będę szczęśliwa z tego powodu :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.