To jakiś ewenement żeby na diecie odechciało się jeść a jednak mnie to spotkało. Po prostu się -przeżarłam-, wczoraj pominęłam jeden posiłek - przekąskę i dzisiaj chyba będzie powtórka. Te dietetyczne porcję są ogromne, to mi uświadomiło jak ja się odżywiałam wcześniej, kalorie skondensowane w niewielkiej ilości pożywienia, dostarczanych organizmowi na życzenie. Moja znajoma mówiła lepiej zjedz kilogram kapusty kiszonej niż kilka plasterków boczku, kiedyś się z tego śmiałam, dzisiaj już mi nie do śmiechu. Uczę się siebie od nowa, żyję bez batoników, cukierków, czekoladek, lodów, ciasteczek i wcale nie czuję żebym się umartwiała, choć jakimś zdrowotnym ciasteczkiem do kawy może bym nie pogardziła Nic to, zobaczymy co będzie dalej.
Letniej pogody u nas ciąg dalszy, taka typowo lipcowa, zimno, mokro i wietrznie. Dzisiaj wybieram się na plenerowy koncert Raz Dwa Trzy, oby nie padało. Na ogród w taką pogodę też nie chce się wychodzić. Pięknie plonują moje ukochane dynie , moja jesień i zima będzie dyniowa, tylko przepisy kulinarne muszę poddać korekcie.
Może nie uwierzycie, ale sławetny Pawełek nadal leży na półce
Połówek też się zawziął i nie chce go zjeść, dzisiaj w nagrodę upiekę mu ciasto.
E-ewcia
19 lipca 2016, 09:16Tak z tym boczkiem i kapucha to racja. A ja mam tak wielką ochotę na tego "Pawelka"
debra
16 lipca 2016, 22:15Początki zawsze trudne.Powolutku dodawaj większe ilości aby uk.pokarmowy się przyzwyczaił.Pozdrawiam:)
jamida
16 lipca 2016, 12:11A mi brakuje czekolady:(