A raczej wrog diety i treningow. Pojechalam na weekend do mojego chlopa, w ramach ratowania zwiazku... Uroki zycia na odleglosc.
Rzecz jasna o zdrowym odzywianiu zapomnialam w momencie wejscia do pociagu. I tak mi zostalo az do powrotu. Co dziwne, waga wcale nie podskoczyla... co daje mi tym wieksza motywacje by dzis kontynuowac jednakowoz odzwyianie z gatunku prawidlowego.
CHlop moj jest zapalonym fotografem-amatorem, w zwiazku z czym popelnil mi mala sesje w sobote. Wieczorem wrzuce jedno zdjecie tutaj. Malowniczo przedstawia moja opone na brzuchu i ogolnie zwalista sylwetke. Tak mysle, ze sobie to zdjecie chyba nawet wydrukuje i wrzuce na drzwi do lodowki. A moze i na drzwi wejsciowe do kuchni. Za to na drzwiach do sypialni chce sobie powiesic sweterek, ktory wymaga ode mnie zrzucenia z 10kg zeby w nim wygladac naprawde dobrze. Taka wiosenna (zielona) motywacja.
I od dzisiaj biegam. Moze nawet to przezyje ;)
motylek08
12 marca 2012, 16:24e tam jeden weekend, a skoro nie przytyłaś to w ogóle dobrze ;) powodzenia w bieganiu ;D
KochamCieKochanie2
12 marca 2012, 14:16:D Ja wiem dlaczego nie przytyłaś nic hehehe :D Pozdrawiam ;*